czwartek, 11 listopada 2021

POCIĄG DO TAJEMNICY. CZĘŚĆ I

    Jest w pociągach coś takiego, co fascynuje ludzi. Może to, że nieubłagalnie mkną do przodu, pozostawiając wiele za sobą. Lub to, że jest w nich coś ulotnego. Trzeba przyznać, że wynalezienie kolei było jednym z momentów przełomowych w historii cywilizacji. Odtąd można było przemieszczać się o wiele szybkiej i to na dłuższych dystansach. Dla nas może się to wydawać niewyobrażalne, gdyż żyjemy w czasach, w których odbywają się loty w kosmos, ale wtedy to był wielki przełom technologiczny. Ja osobiście bardzo lubię pociągi. Pociągiem podróżuje się o wiele wygodniej niż autobusem i ma się lepsze widoki przez okno. Podróżując pociągiem można na chwilę zapomnieć o otaczającym świecie.


Można wtedy się wyłączyć i po prostu wpatrywać się w przemijający krajobraz. Myślę, że jest w tym coś wciągającego. Pamiętam z czasów dzieciństwa jeden z odcinków serialu "Czy boisz się ciemności?" o Pociągu widmo. Bardzo mi się wtedy podobał. Chyba jest też w pociągach coś takiego tajemniczego, co może nawet budzić grozę. Stąd wiele historii o charakterze nadprzyrodzonym odnosi się właśnie do pociągów. Najczęściej są to widma pociągów, które uległy katastrofie i teraz przemierzają swoją trasę po wieczność. 


Innym razem spotykane są w miejscach, gdzie kiedyś były tory, ale teraz już ich tam nie ma. Bardzo często pojawiają się punktualnie, jakby zgodnie z tylko im znanym rozkładem. Najbardziej znanym pociągiem widmo jest sztokholmski Silverpilen C5. Kursował on jako pociąg metra. W latach 80'tych XX wieku krążyły o nim legendy - podobno stawał tylko na nieczynnej stacji Kymlinge, gdzie wysiadali umarli. Jedna z historii mówi o pewnej dziewczynie, która wracała w nocy z dyskoteki i wsiadła właśnie do C5. Przeraziła się kiedy ujrzała błędny wzrok współpasażerów, a kiedy chciała wysiąść drzwi okazały się być zamurowane. Jej ciało odnaleziono później w lesie niedaleko stacji.


Wiadomo jest to miejska legenda, niemniej jednak pokazuje jak bardzo boimy się tego co przemija i na co nie mamy wpływu. Pociągi fascynowały jednak nie tylko pisarzy grozy (przykłady niżej), ale też autorów kryminałów, a jednym z nich była Agatha Christie. Bo czy może być lepsze miejsce zbrodni niż luksusowy Orient Ekspress? :-)


Agatha Christie "Morderstwo w Orient Ekspressie"
    Absolutna klasyka gatunku. Genialny detektyw Hercules Poirot wraca z Syrii słynnym Orient Ekspressem. W pociągu zastaje istną mieszankę społeczną - jest tu m.in. rosyjska arystokratka, angielski pułkownik, szwedzka pielęgniarka i amerykańska kwoka. Jednak niepokój budzi w nim niejaki monsieur Ratchett, który twierdzi że ktoś nastaje na jego życie. Dlatego też chce wynająć słynnego detektywa. Poirot nie zgadza się, ponieważ ani trochę nie ufa nieprzyjemnemu mężczyźnie. Jednak kiedy pociąg wyjeżdża z Belgradu okazuje się, że monsieur Ratchett został zamordowany, a ściślej mówiąc zadźgany nożem. Będący na miejscu lekarz jest zdziwiony, gdyż rany wyglądają na zbyt różnorodne, żeby je mogła zadać jedna osoba. Wydaje się, że tropów jest aż nadto - w nocy widziano tajemniczą kobietę w kimonie, jedna z pasażerek twierdzi, że do jej przedziału wtargnął mężczyzna, a na miejscu zbrodni znaleziono chusteczkę z monogramem oraz wycior do fajki. Ponadto pociąg utknął w zaspie, a przez śnieżycę dotarcie pomocy może się znacznie opóźnić. Wychodzi więc na to, że wszyscy utknęli w pociągu, w którym znajduje się morderca i to nie jeden. Podejrzenia Poirota co do natury ofiary potwierdzają się, kiedy okazuje się, że monsieur Ratchett był zamieszany w porwanie małej dziewczynki Daisy Armstrong. Wydaje się też, że morderca za wszelką cenę stara się popsuć szyki znanemu detektywowi. Czy Poirot odkryje prawdę i jakie to będzie miało konsekwencje? Jest to chyba jedna z najsłynniejszych książek kryminalnych w historii. Totalne mistrzostwo gatunku. Agatha Christie jak zawsze na najwyższym poziomie. Wspaniale rozbudowana intryga - ofiara skrywająca mroczne tajemnice, uczucie klaustrofobii, dwanaście równie podejrzanych osób, fałszywe tropy. Fan kryminałów o niczym lepszym nie musi nawet marzyć, bo tu wszystko ma podane na tacy. Zakończenie jest moim zdaniem jednym z najlepszych w historii powieści kryminalnej. Nawe nie muszę tej książki polecać, bo to pozycja absolutnie obowiązkowa :-)


Marcin Kowalczyk "Bilet w tamtą stronę"

    Zbiór opowiadań spod znaku grozy od prawdziwego fana kolei. Fantastyczne, klimatyczne historie, w których czuć ducha wspaniałego polskiego twórcy powieści grozy Stefana Grabińskiego. Wszystkie opowiadania są naprawdę świetne, a na szczególną uwagę zasługują: "Telegraf", "Kościej", "Wagon", "Wagon 2", "Wagon 13" oraz "Częstotliwość". W "Telegrafie" dyżurny ruchu Marcin dostaje przydział na stacji, w której znajduje się stary telegraf z 1867 roku. W czasie wolnym od pracy zwiedza okolicę i trafia na stary cmentarz. Jest w nim coś niepokojącego - wszyscy ludzie na nim pochowani zmarli śmiercią tragiczną tego samego dnia -  2 czerwca 1913 r. Kiedy Marcin rozpytuje o to miejscowych, nikt nie chce z nim rozmawiać, a ludzie wydają się być wystraszeni. Dopiero Wojtek, zmiennik Marcina opowiada mu pewną historię - 2 czerwca 1913 r. ze stacji Drzewce odjechał pociąg osobowy nr 2020, lecz nigdy nie dotarł do celu. Okazuje się, że zaginął - rozpłynął się w powietrzu. Do tej pory nie wiadomo co stało się z nim i pasażerami - na cmentarzu pochowano puste trumny. Marcin jest pod wielkim wrażeniem tej historii. Pewnej nocy, kiedy obaj mają dyżur stary telegraf nagle ożywa i nadaje rozkaz o opuszczeniu ze stacji składu nr 2020. "Kościej" jest kontynuacją "Telegrafu". Tytułowy bohater to zwrotniczy, który postanawia rozwiązać zagadkę zaginionego składu nr 2020. Przeglądając stare rozkłady jazdy trafia na ważny trop. Czy uda mu się odnaleźć zaginiony przed laty pociąg widmo? 
    "Wagon" opowiada historię pracowników kolei, którzy trafiają na dziwny biały wagon, w którym znajduje się sześć skrzyń. Niedługo po jego znalezieniu, ginie on w niejasnych okolicznościach, a dwóch ludzi umiera na tajemniczą chorobę. Dalsza część opowieści przedstawiona jest w "Wagonie 2" - pracownik kolei Covalus za wszelką cenę chce odkryć zagadkę białego wagonu. Trafia do szpitala, gdzie pewien lekarz opowiada mu historię o tajemniczej bazie wojskowej, w której stacjonowało wojsko radzieckie. Nikt nie wiedział co znajduje się za wysokimi murami. Jednak pewnej nocy dochodzi tam do wypadku, który na zawsze odmienia życie lekarza. 
    W "Wagonie 13" pewien urzędnik kolei, analizując wypadki kolejowe, zauważa niepokojącą prawidłowość - w każdym uczestniczył wagon nr 153-351, a nie powinno go tam być. Kiedy zagłębia się w tą sprawę natrafia na doniesienia, że w tym wagonie w roku 1837 zginęła cała rodzina Dostojewskich. Wkrótce okazuje się też, że obserwuje go dziwny kaleka, który mówi mu żeby porzucił tą sprawę, co brzmi jak groźba. Urzędnik jednak nie poddaje się i trafia na trop tajemniczej organizacji "Pretorian Urian". Co naprawdę stało się w wagonie 153-351?     
    "Częstotliwość" opowiada historię chłopca, który kocha pociągi. Jako, ze jest inwalidą spędza dużo czasu w domu. Dlatego też kupuje sobie skaner częstotliwości i nasłuchuje zakres używany przez PKP. Jednak pewnego wieczoru odbiera straszliwą wiadomość.             Bardzo mi się ta książka spodobała. Wielkie brawa dla autora za przywiązywanie wagi do detali, które nadają opowiadaniom cechy realizmu. Nie wszystkie to typowe horrory, ale są bardzo klimatyczne. Dzięki nim nabrałam wielkiej ochoty na zwiedzanie opuszczonych stacji :-) Dużo jest też w nich odniesień do historii - szczególnie do II wojny światowej, dzięki czemu mamy uczucie, czytamy o prawdziwych zagadkach sprzed lat. Naprawdę warto się zapoznać.  

Jessica Fellowes "Morderstwo w pociągu"
    W pociągu jadącym z dworca Victoria zostaje zamordowana emerytowana wojskowa pielęgniarka Florence Nightingale Shore. Na trop wpada sierżant policji kolejowej Guy Sullivan. W międzyczasie pomaga on młodej dziewczynie Luisie Cannon. Luisa uciekając od okropnego wuja, trafia jako opiekunka do arystokratycznej rodziny Mitfordów. Okazuje się, że siostra bliźniaczka niani córek Mitfordów, była bliską przyjaciółką ofiary. Luisa pod wpływem przebojowej Nancy Mitford postanawia zagłębić się w tą historię. Łączy siły z sierżantem Sullivanem aby znaleźć mordercę. Dowiadują się, że sporą część spadku po Florence otrzyma jej kuzyn artysta. Czy to on mógł być mordercą? Jednak to nie koniec poszlak - Florence Shore służyła w armii jako pielęgniarka podczas I wojny światowej. Z pola bitwy pisała listy do swojej najlepszej przyjaciółki Mabel Rodgers. W jednym z nich wspomniała o dziwnym zachowaniu żołnierza, którego ordynans popełnił samobójstwo. Sprawa gmatwa się coraz bardziej, ale Guy i Luisa ani myślą odpuszczać. Czy uda im się znaleźć mordercę zanim będzie za późno? Jest to lekki, przyjemny kryminał idealny na chwile relaksu, ponieważ nie wymaga dużo od czytelnika. Miła opowiastka, kryminał w starym stylu, a takie lubię najbardziej.


Agatha Christie "4:50 z Paddington"
    Kolejna powieść Królowej Kryminałów z koleją w tle. Elspeth McGillicuddy wraca z Londynu, gdzie była na przedświątecznych zakupach. Wybiera pociąg o 4:50, ponieważ jest mniej zatłoczony. Jednak w czasie drogi jej pociąg zrównuje się z innym i wtedy przez moment Elspeth widzi jak w tamtym pociągu mężczyzna dusi kobietę. Pani McGillicuddy jest przerażona i po wyjściu z pociągu zgłasza to zawiadowcy stacji. Jednak pracownicy kolei nie biorą jej na poważnie, uważają że starszej pani się coś przywidziało. Elspeth opowiada o wszystkim swojej przyjaciółce Jane Marple. Ta postanawia zająć się tą sprawą, mimo iż nie ma żadnych doniesień o znalezionych zwłokach. Jednak wierzy ona przyjaciółce. Za pomocą swojej znajomej Lucy Eyelesbarrow, wpada na pewien trop, który prowadzi do rezydencji Rutherford Hall w Brackhampton. Mieszka tam z pozoru zwyczajna rodzina Crackenthorpe. Lucy zatrudnia się w rezydencji, aby prowadzić śledztwo. W przerwie między obowiązkami zajmuje się poszukiwaniem ciała. W końcu udaje jej się znaleźć martwą kobietę. Policja nie potrafi ustalić tożsamości ofiary, ale panna Marple uważa, że to kobieta z pociągu widziana przez panią McGillicuddy. Kim była owa kobieta i dlaczego została zamordowana w ten sposób? Jaki to ma związek z rodziną Crackenthorpe? Jak zawsze genialny kryminał. Książki Agathy Christie są tak świetne, że nie potrzebują rekomendacji. Mamy tu wszystko - zabójstwo tajemniczej kobiety, jedyny świadek, któremu nikt nie wierzy, rodzina gdzie patriarchą jest starszy, schorowany człowiek, za to niezwykle bogaty. Świetnie skonstruowana intryga i oczywiście genialna Jane Marple, urocza starsza dama, która jest postrachem wszystkich przestępców. Mnie nic więcej do szczęścia nie trzeba :-)


Charles Dickens "Dróżnik"

    Świetne opowiadanie  jednego z najbardziej znanych pisarzy angielskich. Narratorem opowieści jest pewien człowiek, który odwiedza dróżnika zajmującego odludny posterunek kolejowy. Mężczyzna jest bardzo zaciekawiony dróżnikiem, ponieważ jest on interesującą postacią - kiedyś był studentem filozofii przyrody, ale popadł w nałogi i zaprzepaścił swoją  edukację. Mężczyzna zauważa także, że dróżnik wydaje się być mocno zaniepokojony. Ten wyznaje mu, że od jakiegoś czasu u wlotu do tunelu kolejowego widzi tajemniczą postać, która macha do niego i krzyczy "Uważaj". Kiedy dróżnik udawał się w kierunku postaci, ta zawsze znikała. Mogło by się wydawać, że to tylko złudzenie spowodowane zmęczeniem i samotnością, jednak za każdym razem kiedy zjawa się pokazywała działo się coś złego - raz doszło do wypadku, a innym razem w pociągu umarła młoda kobieta. Mężczyzna postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczego widma, tym bardziej że znów pokazało się ono dróżnikowi. Tylko czy wystarczy mu czasu? Charles Dickens jest znany czytelnikom głównie z "Opowieści wigilijnej". Jak wiadomo występują w niej duchy, więc nic dziwnego że pisał więcej historii o takiej tematyce. "Dróżnik" jest niezwykle klimatycznym opowiadaniem. Czytając je mamy cały czas uczucie niepokoju, że coś złego się wydarzy. Do tego ciemny tunel, tajemnicza zjawa i odludny posterunek kolejowy. To wszystko razem naprawdę wpływa na wyobraźnię. Uwielbiam takie opowiadania.

Ciąg dalszy nastąpi...


Bibliografia:
  1. "Upiorne pociągi - wyłaniają się z mgły" Onet.pl - https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/upiorne-pociagi-wylaniaja-sie-z-mgly/kzv0ex2
  2. Wikipedia
  3. A.Christie, Morderstwo w Orient Ekspressie, Wydawnictwo Hachette, 2000, można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-90318037-morderstwo-w-orient-expressie lub tu: https://www.empik.com/morderstwo-w-orient-expressie-christie-agatha,prod58970275,ksiazka-p
  4. M.Kowalczyk, Bilet w tamtą stronę, Wydawnictwo IX, Kraków 2020, można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-116544478-bilet-w-tamta-strone 
  5. J.Fellowes, Morderstwo w pociągu, Wydawnictwo HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018, można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-90663127-morderstwo-w-pociagu 
  6. A.Christie, 4:50 z Paddington, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, można kupić na tu: https://bonito.pl/k-90151793-4-50-z-paddington lub tu: https://www.empik.com/4-50-z-paddington-christie-agatha,prod59670243,ksiazka-p
  7. Ch.Dickens, Dróżnik, Wydawnictwo C&T, Toruń 2019, można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-90714955-droznik lub tu: https://www.empik.com/droznik-dickens-charles,p1230361938,ksiazka-p
 

piątek, 5 listopada 2021

ZEW CTHULHU


    Dziś chciałam napisać o jednym z moich ulubionych pisarzy i jego najwybitniejszym dziele. Howard Phillips Lovecraft to jeden z największych pisarzy grozy w historii. Niestety wielką sławę zyskał tak naprawdę po śmierci. Urodził się 20.08.1890 r. w Providence, w stanie Rhode Island, w Stanach Zjednoczonych. Przodkowie jego ojca byli Brytyjczykami, a matki rodowitymi Jankesami. Jego rodzina była zamożna, więc już od lat dziecięcych mógł rozwijać swoje zainteresowania, a interesował się wieloma dziedzinami m.in. literaturą, poezją, chemią i astronomią. Niestety życie mocno go doświadczyło - kiedy był dzieckiem umarł jego ojciec, potem dziadek, przez co majątek rodzinny popadł w ruinę, a wkrótce jego matka wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Mimo, iż lata szkoły średniej były dla niego szczęśliwe, to w 1908 r. doznał załamania nerwowego, przez co nie uzyskał dyplomu i nie mógł podjąć studiów. Jednak już jako nastolatek dużo pisał - w 1905 r. powstało opowiadanie "Bestia w jaskini". W 1914 r. wstąpił do Towarzystwa Pisarzy Amatorów.

Źródło:Wikipedia

W tym czasie zajmował się też amatorskim dziennikarstwem. W 1924 r. poślubił Sonię Greene - 7 lat od siebie starszą wdowę. Rok wcześniej Lovecraft nawiązał współpracę z magazynem "Weird Tales", a w 1926 r. powstało jego najsłynniejsze dzieło "Zew Cthulhu". Wkrótce napisał też inne znane opowiadania m.in. "Koszmar w Dunwich" i  "W Górach Szaleństwa" . Niestety z czasem zaczął poważnie chorować, a że nigdy nie dbał o zdrowie, trafił do szpitala kiedy było już za późno. Odszedł 15.03.1937 r. Wkrótce jednak jego dzieła zaczęło publikować wydawnictwo Arkham House, dzięki czemu zyskały one międzynarodową popularność, która trwa do dziś.

"Zew Cthulhu"
    To najpopularniejsze dzieło Lovecrafta, które stanowi punkt wyjścia do całego można to nazwać uniwersum, które stworzył ten wybitny pisarz grozy. W 2019 r. Wydawnictwo Vesper wydało to opowiadanie opatrzone ilustracjami wybitnego artysty Françoisa Berangera. Efekt zapiera dech w piersiach. Ale po kolei. "Zew Cthulhu" opowiada historię Francisa Waylanda Thurstona. Po zagadkowej śmierci jego ciotecznego dziadka, profesora języków semickich George'a Angella, dziedziczy on cały jego majątek, w tym spuściznę naukową. Wśród rzeczy profesora znajduje się tajemnicza płaskorzeźba przedstawiająca potwora o kształcie ośmiornicy oraz dokumenty o tzw. Kulcie Cthulhu.


Thurston dowiaduje się , że autorem dziwnej płaskorzeźby jest ekscentryczny rzeźbiarz Henry Anthony Wilcox, który stworzył ją pod wpływem osobliwego snu. Był to rodzaj wizji, w której pojawiały się cyklopowe miasta i imię Cthulhu. W dokumentacji profesora Angella znajdowała się również opowieść inspektora policji Johna Raymonda Legrasse'a, który do zdobył dziwnie wyglądający posążek podczas nalotu na bagna Nowego Orleanu, gdzie odbywały się odrażające obrzędy. Posążek przedstawiał stwora łudząco podobnego do tego z płaskorzeźby Wilcoxa. Kult rozbity przez Legrasse'a czcił Wielkiego Cthulhu, składając ofiary z ludzi. Thurston coraz bardziej wciąga się w historię o tajemniczym Cthulhu. 


Wkrótce wpada na trop zagadkowej śmierci załogi statku Alert. Okazuje się, że przeżył tylko jeden marynarz o nazwisku Johansen, który opisał wszystko w swoim rękopisie. Wynika z niego, że załoga Alertu trafiła na miasto R'yleh, gdzie śpi Wielki Cthulhu.
    Opowiadanie Lovecrafta to mistrzostwo gatunku. Czy chciał on stworzyć mitologię wokół Wielkich Przedwiecznych jest kwestią dyskusyjną, ale można powiedzieć, że i tak dzięki jego opowiadaniom powstało coś na kształt uniwersum. W "Zewie..." mamy zagadkowe zapiski zmarłego w podejrzanych okolicznościach naukowca, straszliwą sektę i potwora, który nawet śniąc potrafi wpływać na ludzi.   

Czytając dzieła mistrza weird fiction przenosimy się do innego świata pełnego cyklopowych miast, tajemniczych reliefów, obłędu wyłaniającego się z głębin. W przypadku wydania z rysunkami Berangera mamy to wszystko pięknie zobrazowane.  Jego obrazy są klimatyczne, oddają każdy szczegół i ma się wrażenie, że są wręcz żywe. Jest to idealne uzupełnienie dla tego fantastycznego opowiadania. Naprawdę polecam przeczytać, szczególnie tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z twórczością Lovecrafta. Może też tak jak ja zakochają się bez pamięci :-) . 


Leonardo Pinto "Always Choose Cthulhu.
Zew Cthulhu"
    Jest to gra paragrafowa Wydawnictwa Black Monk, oparta na opowiadaniu H.P.Lovecrafta o tym samym tytule. Jak w każdej grze paragrafowej to my decydujemy jak potoczy się historia. Polega to na tym, że zapoznawszy się z danych paragrafem, przechodzimy do odnośników, które przekierowują nas do następnych, a te do kolejnych - musimy tylko zdecydować, które wybierzemy.


To z kolei prowadzi nas do konkretnego zakończenia. Później kontynuujemy zabawę wybierając inne paragrafy. W tym tomie wcielamy się we Francisa Waylanda Thurstona, który dziedziczy w spadku dorobek naukowy swojego ciotecznego dziadka profesora Angella, czyli tak jak to było w opowiadaniu. Jednak już od pierwszego paragrafu możemy zostać skierowani na zupełnie inną ścieżkę, niż to było w "Zewie Cthulhu". Ja na przykład szybko straciłam zmysły (mam nadzieję, że to o niczym nie świadczy :-) 


Gra jest bardzo ładnie wydana, w formie czarno-białej, ma klimatyczne teksty i rysunki. Pozwala nam zagłębić się w świat Cthulhu. Jest też bardzo ciekawa i posiada wiele interesujących zakończeń. Bardzo mi się ta zabawa podobała i nabyłam już kolejny tom. Gra idealna dla fanów Lovecrafta, ale nie tylko.


"Call of Cthulhu. Mroczne zakątki świata"

    Gra komputerowa wydana w 2006 r. w Polsce przez Wydawnictwo Cenega S.A. Jest to gra akcji z elementami survival horroru. Wcielamy się tutaj w rolę byłego policjanta, a obecnie prywatnego detektywa Jacka Waltersa. Zostaje on wezwany na miejsce obławy tajemniczego kultu, o którym krążą niepokojące pogłoski. Okazuje się, że przywódca kultu chce rozmawiać tylko z Waltersem, mimo iż ten go nie zna.


Na miejscu dochodzi jednak do strzelaniny, a Walters jest świadkiem straszliwych wydarzeń, przez co na 6 lat ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Po wyleczeniu udaje się do rybackiego miasteczka Innsmouth, ponieważ dostał zlecenie, aby odnaleźć zaginionego pracownika sklepu.


Samo Innsmouth okazuje się być miejscem odludnym i groźnym, a mieszkańcy są nieprzychylni obcym i wyglądają jakby coś ukrywali. Musimy więc zmierzyć się z autentyczną, przedwieczną grozą. Moim zdaniem ta gra najlepiej odzwierciedla klimat twórczości Lovecrafta. Przemierzając ciemne uliczki Innsmouth mamy cały czas uczucie niepokoju.


Jesteśmy też otoczeni przez grupę nieprzyjaznych nam ludzi, którzy naprawdę wzbudzają strach. W wielu momentach musimy mocno się skupić, żeby wybrnąć z trudnych sytuacji, ponieważ gra wymaga od nas nie tylko pewnej zręczności, ale też strategicznego myślenia i sprytu. Co do grafiki to uważam, ze jak na rok 2006 jest na poziomie. Jednak najbardziej podoba mi się mroczna i przytłaczająca atmosfera. Gra też w moim odczuciu nie jest łatwa, więc gracza czeka wiele godzin wspaniałej rozrywki.

"Pandemic. Czas Cthulhu"
    Gra planszowa wydana w 2016 r. przez Wydawnictwo Lacerta. Jest to gra kooperacyjna, a więc taka w której gracze grają razem i mają wspólny cel do osiągnięcia. Mechanika oparta jest na znanej grze Pandemic. Przewiduje ona od 2 do 4 graczy. Wcielamy się tutaj w role badaczy, których zadaniem jest zapieczętowanie 4 bram, zanim obudzi się ostatni Przedwieczny, czyli Cthulhu. Bramy te rozłożone są równomiernie w czterech miastach - Arkham, Dunwich, Innsmouth i Kingsport. Aby je zapieczętować potrzebujemy zebrać 5 kart z wizerunkiem danego miasta. Możemy też zdobywać karty reliktów, które ułatwiają nam grę.


Jednak znacznie więcej jest utrudnień. Cały czas na drodze do celu stoją nam kultyści i Shoggothy, których musimy pokonać, a potrafią oni mnożyć się w zastraszającym tempie. Losujemy też karty Przebudzenia Zła, które nam bardzo w grze mieszają, w negatywnym sensie. No i oczywiście najwięcej brużdżą nam Wielcy Przedwieczni, którzy budzą się w wyniku wydarzeń w grze. Jest ich w trakcie rozgrywki siedmiu, ale z tym że ostatnim jest Cthulhu, a kiedy on się przebudzi gracze przegrywają. Występuje tu też walka z szaleństwem - każdy badacz na po 4 punkty poczytalności i może je łatwo stracić, co znów utrudnia grę. 


To jedna z moich ulubionych gier, w którą zazwyczaj gram z moja przyjaciółką. Podczas rozgrywki naprawdę odczuwamy adrenalinę kiedy budzi nam się kolejny Przedwieczny, a my nie mamy nawet jednej bramy zapieczętowanej. Jest to trudna gra wymagająca strategicznego myślenia. Sposobów żeby przegrać jest mnóstwo, a żeby wygrać tylko jeden. Przez to często przegrywamy, ale dzięki temu bardziej cieszy nas wygrana. Naprawdę bardzo polecam tę grę, bo wymaga dużo od gracza, ale też ma fajny klimat, który został zachowany, mimo iż pierwowzór nie ma z Lovecraftem nic wspólnego.

    W dzisiejszym poście chciałam przedstawić nie tylko "Zew Cthulhu", ale też gry nawiązujące do tego fantastycznego opowiadania, ponieważ zabawa z twórczością Lovecrafta nie kończy się tylko na książkach. Na szczęście, ponieważ jest wiele gier, które czerpią z jego opowiadań i dzięki temu mają niepowtarzalny klimat. A więc: 

"Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagi fhtagn- W swym domu w R'lyeh śniąc czeka martwy Cthulhu" H.P.Lovecraft "Zew Cthulhu"



Bibliografia:
  1. S.T.Joshi, Wstęp do: H.P.Lovecraft, Najlepsze opowiadania. Tom 1, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2008;
  2. H.P.Lovecraft, Zew Cthulhu, ilustracje François Beranger, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2019, można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-1637283-zew-cthulhu 
  3. L.Pinto, Always Choose Cthulhu. Zew Cthulhu, Wydawnictwo Black Monk, Poznań 2021;
  4. Wikipedia
  5. Grę Call of Cthulhu. Mroczne zakątki świata można kupić tu: https://store.steampowered.com/app/22340/Call_of_Cthulhu_Dark_Corners_of_the_Earth/
  6. Grę Pandemic. Czas Cthulhu można kupić na Allegro;

niedziela, 31 października 2021

HALLOWEEN Z KRYMINAŁEM I GROZĄ

 

    Halloween to po Bożym Narodzeniu moje ulubione święto. Chyba nic w tym dziwnego skoro jestem fanką horrorów :-) . Mimo, iż Halloween raczej kojarzy się z zabawą, niektórzy sądzą, że jest zbyt pogańskie. Mylą się jednak ci, którzy uważają je za nowomodny wymysł. Tradycja Halloween sięga bowiem czasów celtyckich. Ludy dzisiejszej Irlandii i Szkocji obchodziły to święto jako Samhain - oznaczało to koniec żniw i początek zimy. Wierzono wtedy, że granica pomiędzy światem żywych, a światem umarłych zostaje zatarta. Dlatego też na ziemię przybywały duchy, aby odpokutować za swoje występki. Stąd zakładano maski, które miały chronić przed złymi duchami. Podobną funkcję miały wydrążone i świecące dynie, zwane później Jack-o'-lantern. W Irlandii oznaczało to błękitne ogniki, czyli dusze zmarłych.  


Wiąże się z tym pewna legenda. Człowiek o imieniu Jack zawarł pakt z diabłem w zamian za bogactwo. Kiedy diabeł upomniał się o jego duszę, mężczyzna go przechytrzył. Mimo to umarł 31 października. Nie mógł trafić do nieba, bo był chciwy, ani do piekła bo wykiwał diabła, a więc błąka się z latarnią po ziemi. Celtyccy druidzi wierzyli, że latarnie z wydrążonych warzyw, głównie rzepy, odstraszają złe duchy. W czasach chrystianizacji święto Samhain ustąpiło miejsca Wszystkich Świętych, ustanowionemu dzień później 1 listopada, a 2 listopada Dzień Zaduszny.


Jednak mimo to tradycja przetrwała, a imigranci przenieśli ją za ocean. Obecnie Halloween cieszy się największą popularnością w Stanach Zjednoczonych. Sama nazwa wywodzi się od All Hallow's Eve, czyli Wigilia Wszystkich Świętych. Wtedy wszyscy przebierają się w kostiumy i dzieci idą zbierać cukierki, a dorośli urządzają halloweenowe imprezy i maratony horrorów. Do tradycyjnych zabaw należą: "cukierek albo psikus" oraz tzw. apple bobbing, czyli wyławianie z miednicy jabłek bez użycia rąk. W Polsce Halloween nadal budzi pewne kontrowersje. Jednak często zapomina się, że w naszym kraju też była taka tradycja, tylko że w nieco innej formie. Były to oczywiście Dziady, czyli w wierzeniach słowiańskich duchy zmarłych przodków i rytuały z nimi związane. 


Ich celem było zapewnienie sobie przychylności duchów, aby wpłynęły one na urodzajne plony. Palono też wtedy ogniska, aby oświetlić im drogę - stąd teraz zapalamy znicze. Ja osobiście uwielbiam Halloween i uważam, że nie ma w tym nic złego. W dzisiejszym poście chciałam napisać o książkach, w których na imprezie halloweenowej dochodzi to pewnych wydarzeń, które są motorem do fabuły powieści. Myślę, że warto przeczytać.


Agatha Christie "Wigilia Wszystkich Świętych"
    Senne miasteczko Woodleigh Common, 31 października. W jednym z eleganckich domów odbywa się przyjęcie dla dzieci i młodzieży z okazji Halloween. Organizowane są typowe zabawy - gra z mąką, konkurs udekorowanych kijów oraz chwytanie jabłek zębami. Do ostatniej zabawy potrzeba wielkiej miednicy z wodą i okazuje się, że zostaje w niej utopiona jedna z uczestniczek zabawy Joyce Reynolds. W imprezie halloweenowej brała też udział ekscentryczna pisarka powieści kryminalnych Ariadna Oliver. Zwraca się ona o pomoc w rozwiązaniu zagadki do swojego przyjaciela Herculesa Poirot. Pisarka opowiada detektywowi, że podczas przygotowań do przyjęcia Joyce wyznała, że widziała morderstwo. Wtedy nikt nie wziął tego na serio, ale sytuacja się zmieniła kiedy Joyce została zamordowana. Pani Oliver uważa, że to było motywem zbrodni. Hercules Poirot wyrusza do Woodleigh Common, aby wspomóc przyjaciółkę. Na miejscu okazuje się, że senne miasteczko może nie być takie ciche i spokojne jak się wydaje. Jakie morderstwo widziała Joyce? Miejscowej policji nie przychodzi do głowy żadne tajemnicze przestępstwo, które mogła widzieć nastolatka nie zdając sobie do końca z tego sprawy, a ponad to miała ona opinię kłamczuchy i blagierki. Dlaczego więc zginęła? Poirot stara się dotrzeć do prawdy, która musi nie być oczywista. Czy chodziło o uduszoną nauczycielkę, zasztyletowanego urzędnika znalezionego na moście albo o zaginioną dziewczynę au pair? Ostatni trop wydaje się być obiecujący, gdyż dziewczyna była opiekunką pewnej bogatej starszej damy, która nagle zmarła, pozostawiwszy jej cały majątek. Wydaje się, że kobieta umarła na serce, ale są co do tego wątpliwości. Hercules Poirot jednak nie spocznie, póki nie odkryje prawdy. Oceniając książki Agathy Christie nie mogę być obiektywna, bo to moja ulubiona pisarka :-) . Jest to kolejna fantastyczna powieść, która ma wszystko co potrzebuje fan kryminałów - dramatyczną zbrodnię, tajemnicze zaginięcie sprzed lat, spokojne miasteczko, które jest takie tylko z pozoru, wielu podejrzanych, z których każdy ma motyw oraz genialny detektyw, który na końcu odkryje prawdę. Jak w każdej książce Agathy Christie mamy wspaniały klimat i wciągającą intrygę. Świetna pozycja na Halloween dla kogoś, kto niekoniecznie przepada za horrorami.

James Dawson "Wypowiedz jej imię"
    Grupa nastolatków w halloweenową noc wypowiada imię Krwawej Mary przed lustrem pięć razy. Według legendy uczennica nazwiskiem Mary Worthington, po tym kiedy odrzucił ją ukochany, powiesiła się w szkolnej toalecie. Ostatnie co widziała to swoje odbicie w lustrze. Kiedy wypowie się jej imię, można ją ujrzeć w lustrze, jednak płaci się za to wysoką cenę - za pięć dni Mary powróci i wciągnie nieostrożnego śmiałka ze sobą do lustra. Bobbie Rowe i jej znajomi nie wierzą w tą historię i dla zabawy podczas halloweenowej imprezy wypowiadają jej imię. Jednak wkrótce przekonują się, że nie są to tylko żarty. Zaczynają mieć złowrogie sny i widzenia, w których jest czarnowłosa dziewczyna o bladej twarzy, a na ich lustrach pojawiają się napisy- 5 dni. Okazuje się też, że dziewczyna która wcześniej wypowiedziała imię Krwawej Mary zniknęła bez śladu. Przyjaciele powoli zaczynają sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji. Wydaje się, że jedyną ich nadzieją jest dotarcie do prawdy - co stało się z Mary Worthington. Bobbie wpada na trop uczennicy Piper's Hall, która zaginęła 50 lat wcześniej. Ponad to okazuje się, że nie pierwszy raz ktoś wypowiedział przeklęte imię i zniknął bez śladu - przed 12 laty zaginęły dwie nastolatki, a trzecia wylądowała w psychiatryku. Bobbie i jej przyjaciele muszą rozwiązać zagadkę, a czas ucieka. Czy uda im się odkryć prawdę zanim Krwawa Mary po nich przyjdzie? Historia Krwawej Mary to jedna z najpopularniejszych miejskich legend. Została wykorzystana m.in. w jednym z odcinków serialu "Supernatural" oraz trzeciej części serii "Ulice Strachu". Nic w tym dziwnego, ponieważ jest to mroczna i fascynująca historia, chociaż za każdym razem ulega modyfikacji. Ja uwielbiam takie opowieści, ponieważ są one częścią współczesnego folkloru. Książka Jamesa Dawsona bardzo mi się podobała, bo przypomina mi twórczość R.L.Stine'a, której jestem fanką. Mamy tu miejską legendę, serię tajemniczych zaginięć, złowrogą groźbę i grupę przyjaciół chcących dojść do prawdy. Zakończenie jest w moim odczuciu satysfakcjonujące, a to naprawdę rzadko się zdarza. Mnie więcej do szczęścia nie potrzeba :-)

Jenny Blackhurst "Ktoś tu kłamie"
   Kolejna ciekawa propozycja na Halloween dla fanów kryminałów. Zamknięte, luksusowe osiedle Severn Oaks. Podczas halloweenowego przyjęcia przywódczyni lokalnej społeczności Erica Spencer spada z domku na drzewie i ginie na miejscu. Policja i okoliczni mieszkańcy uznają to za tragiczny wypadek. Jednak niecały rok później, niejaki Andy Noon w swoim podcaście "Prawda o Erice", wyjawia że nie zginęła ona w wyniku wypadku, ale została zamordowana. Wskazuje sześciu podejrzanych, z których każdy miał silny motyw. Okazuje się bowiem, że pozornie idealni mieszkańcy luksusowego osiedla mają wiele do ukrycia. Czy Ericę mogła zabić para celebrytów bojąca się stracić popularność? A może bizneswoman i jej sąsiad podejrzanie często widywani razem? Czy idealna pani domu, która zastąpiła Ericę w roli przywódczyni? Podcast wywołuje w Severn Oaks wielką sensację, a potencjalni sprawcy szybko zaczynają odczuwać niechęć reszty mieszkańców. Dlatego też chcą odkryć prawdę. Niestety nie jest to proste, bo Andy Noon to pseudonim, pod którym może kryć się każdy. Okazuje się też, że zaraz po opublikowaniu podcastu ginie bez śladu najlepsza przyjaciółka Erici. Atmosfera zaczyna się zagęszczać i wszyscy patrzą na siebie podejrzliwie. Czy któreś z nich naprawdę zabiło Ericę? Kim jest Andy Noon i dlaczego zdecydował się na tak perfidny plan? Czy Erica na pewno została zamordowana? Jest to bardzo interesująca i wciągająca książka. Tajemniczy podcaster powoli obnaża prawdziwe twarze lokalnej society. I co się wtedy okazuje? Jak mawiał doktor House - wszyscy kłamią. Każdy z podejrzanych miał takie same szanse na zabicie tytułowej bohaterki podcastu. Bardzo mi się taka formuła książki podobała, bo jest to coś innego. Samo zakończenie jest interesującym zwrotem akcji, a epilog pozostawia nas z pytaniami, na które musimy sobie sami odpowiedzieć. Serdecznie polecam. 

    Myślę, że mrożący krew w żyłach horror i ciekawa książka to idealny sposób na spędzenie Halloween, tym bardziej że w tym roku wypada w niedzielę, a więc można poświęcić cały dzień na relaks. Ja zaraz zaopatrzam się w niezbędnik widza, czyli popcorn, żelki i colę, a następnie odpalam "To. Rozdział I". Życzę Wam na dziś wieczór udanego seansu oraz lektury.

      Happy Halloween





Bibliografia:
  1. Wikipedia
  2. Halloween 2020. Co to za święto i jaka jest jego historia? https://podroze.se.pl/swiat/ciekawostki-ze-swiata/halloween-2020-co-za-swieto-i-jaka-jest-jego-historia/7307/
  3. Christie Agatha, Wigilia Wszystkich Świętych, Wydawnictwo Hachette, 2001; można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-152753965-wigilia-wszystkich-swietych lub tu: https://www.empik.com/wigilia-wszystkich-swietych-christie-agatha,p1276289216,ksiazka-p
  4. Dawson James, Wypowiedz jej imię, Grupa wydawnicza Foksal, Warszawa 2014
  5. Blackhurst Jenny, Ktoś tu kłamie, Wydawnictwo Albatros, Poznań 2020; można kupić np. tu: https://bonito.pl/k-1507079-ktos-tu-klamie lub tu: https://www.empik.com/ktos-tu-klamie-blackhurst-jenny,p1239322288,ksiazka-p

piątek, 22 października 2021

KHOLAT, CZYLI TAJEMNICA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA. CZĘŚĆ II - TEORIE

 


    Tragedia, jaka spotkała 9 osób w nocy 1 lutego 1959 r. na zawsze odcisnęła piętno w świadomości ludzi współczesnych tym wydarzeniom oraz tych żyjących w latach późniejszych. Wielu pisarzy, dziennikarzy śledczych, historyków, blogerów, podcasterów próbowało zmierzyć się z tą tajemnicą. I tak powstało wiele teorii - niestety tylko teorii, bo mało co w tej historii można uznać za pewnik. Jedną z takich osób jest pisarka Anna Matwiejewa, która napisała książkę pt. "Przełęcz Diatłowa. Tajemnica Dziewięciorga". W przeciwieństwie do książki Alice Lugen jest to powieść, w której zamieszczono cytaty z prawdziwych dokumentów takich jak raporty, sprawozdania, zeznania świadków itp. Bohaterką powieści jest Anna - pisarka, która przypadkowo trafia na akta dotyczące Tajemnicy na Przełęczy Diatłowa. Zgromadził je jej sąsiad Emil Siergiejewicz Kac, a po jego śmierci synowa Kaca przekazuje je Annie. 



Wkrótce kobieta poznaje też Swietę, która pasjonuje się tą historią. W wyniku tego Anna decyduje się na napisanie książki o tragedii. Ponadto kobieta miewa tajemnicze sny, w których widzi zmarłych tragicznie studentów. Pisarka coraz bardziej zagłębia się w historię i postanawia za wszelką cenę rozwiązać zagadkę. Powieść Anny Matwiejewej jest ciekawa i wciągająca. Mamy okazję zapoznać się z wieloma dokumentami i wyrobić sobie własne zdanie. Książka nie powoduje znużenia i sprawia, że czytelnik bardzo chce poznać tą historię. Jednak uważam, że niepotrzebnie jest tu wpleciony wątek nadprzyrodzony (sny i wizje) oraz romantyczny (takiego męża to bym wyrzuciła na zbity pysk 😉 ) . Samo zakończenie jest jakimś rozwiązaniem, ale w moim odczuciu niesatysfakcjonującym. Trzeba jednak oddać autorce, że w przypadku tej zagadki na chwilę obecną nie ma satysfakcjonującego rozwiązania. Dlatego też chciałam przyjrzeć się teoriom, które powstały wokół tej tajemnicy:  
  • Lawina/Deska śnieżna - teorie te są ze sobą powiązane i zakładają, że na namiot studentów zsunął się śnieg i był to po prostu wypadek. Mogła spaść na nich lawina, a oni uciekali przed nią w popłochu, zgubili drogę i zamarzli. Jeśli zaś chodzi o deskę śnieżną, jest to zsunięcie się niewielkiej ilości śniegu, który spowodował obrażenia u osób śpiących w namiocie od tej strony. Pozostali członkowie ekipy zabrali ze sobą rannych chcąc udać się do szałasu na dole, gdzie zostawili zapasy. I znów zgubili się i zamarzli, a pozostali zmarli w wyniku odniesionych ran. Teoria o desce śnieżnej jest ostatnio uważana za najbardziej prawdopodobną. 
          
         Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, a mój największy górski wyczyn to wejście na
         Pilsko i to latem, ale ośmielę się nie zgodzić z tą hipotezą. Jest to tylko i wyłącznie
         moje zdanie, ale tak na logikę - po pierwsze Diatłow i jego ekipa to nie byli amatorzy,
         którzy pierwszy raz udają się w góry i są nieprzygotowani, wręcz przeciwnie. Wielu
         znawców mówi, że w prawidłowy sposób rozbili namiot - na stoku, który jest zbyt
         płaski, aby tam mogła zejść lawina. Po drugie specjaliści medycyny sądowej uważają, 
         że osoby które doznały tak silnych obrażeń nie byłyby w stanie przejść takiej
         odległości, a znaleziono ślady 8-9 osób, które poruszały się o własnych nogach. Po
         trzecie namiot nie był poważnie uszkodzony, narty na których stał nie były złamane.
         Po czwarte dlaczego ofiary miały nienaturalny odcień skóry, a ich ciała nosiły ślady
         napromieniowania. Po piąte czym były świetliste kule na niebie, które widziało wielu
         świadków. I po szóste wbrew pozorom, moim zdaniem najistotniejsze - gdyby był to
         zwykły wypadek, jakich wiele zdarzało się wśród turystów, to dlaczego naciskano na
         prokuratora, a w końcu kazano mu zamknąć szybko sprawę, a akta utajnić. Dopiero w 
         1990 r. powiedział, że nie wszystkie ofiary umarły w wyniku hipotermii, ponieważ 
         kazano mu milczeć. Moim zdaniem to jasno wskazuje, że to nie był zwykły wypadek,
         a sprawę chciano zatuszować.


  • atak Mansów - Mansowie to plemię zamieszkujące Północny Ural. Zakładano, że grupa turystów wtargnęła na ich święte ziemie, a oni w wyniku zemsty wszystkich wymordowali. Jest to teoria kompletnie pozbawiona podstaw. Nigdy wcześniej nie było takich przypadków, żeby Mansowie kogokolwiek zaatakowali albo zachowywali się agresywnie. Wręcz przeciwnie, żyli sobie na uboczu, ale zawsze byli życzliwi. Ponadto mówili, że te ziemie nie są miejscem ich kultu, co potwierdzali ludzie żyjący obok nich. Zaciekle bronił ich także pierwszy prokurator zajmujący się tą sprawą - Władimir Korotajew, za co został odsunięty. Dla władzy byli oni idealnymi kozłami ofiarnymi - nie chcieli się integrować, nie interesowała ich partia komunistyczna ani jej idee. Byli solą w oku komunistów, dlatego zawsze przedstawiano ich w czarnych barwach. Na szczęście nie udało się obwinić ich o tę tragedię. Dla mnie teoria, że czaili się gdzieś w krzakach na mrozie, czekając na tych bezczeszczących ich ziemie podłych turystów, a potem zabili ich nie pozostawiając żadnych śladów, jest po prostu absurdalna.
  • zbiegli więźniowie - jak wcześniej wspomniałam Iwdel było to miejsce, gdzie zwożono więźniów do łagrów. Teoria zakłada, że kilku z nich uciekło i zabiło ekipę Diatłowa. Ona jednak też nie ma racji bytu - młodzi ludzie na pewno nie poddaliby się bez walki, a nigdzie nie było żadnych śladów osób trzecich. Ponadto jak wycieńczeni więźniowie mieliby pokonać grupę silnych, młodych ludzi. Z tą teorią wiąże się jeszcze taka, że za zbiegłymi więźniami wysłano szwadron śmierci, który pomylił ich z ekipą Diatłowa. Jednak z powodu wyżej wymienionych argumentów nie ma to sensu.

  • UFO - czy kosmici mogli być odpowiedzialni za tragedię? Szczerze wątpię. Jednak wspominam o tym, gdyż była to jedna z hipotez, a poza tym uwielbiam " Z Archiwum X" 😊. Mogłoby to wyjaśniać tajemnicze świetliste kule, które widziało wielu świadków m.in. ekipa turystów znajdujących się jakieś 50 km od grupy Diatłowa. Ponadto śledczy, którzy badali ślady koło ofiar odnalezionych 4 maja 1959 r., odkryli że korony drzew w pobliżu były nadpalone, a niedaleko znajdowały się dziwne leje. Powiedzmy, że jest to jakieś wytłumaczenie, jeśli wierzy się w UFO, ale nie brzmi to zbyt sensownie. Jakiś statek kosmiczny czy coś podobnego przeleciało nad Chołatczahl, zabiło studentów w jakiś tylko sobie znany sposób i odleciało? To jedna z dziwniejszych hipotez i nie brzmi zbyt prawdopodobnie. 

  • Infradźwięki - są to fale dźwiękowe, których źródłem mogą być silne wiatry, wybuchy czy lawiny. Skaliste ukształtowanie terenu sprzyja takiemu zjawisku. Infradźwięki nie są słyszalne przez ludzkie ucho, ale mogą mieć wpływ na organizm. Miało to spowodować nagły atak paniki, który przy takich warunkach był tragiczny w skutkach, Jednak nie tłumaczy to obrażeń, śladów promieniowania ani dziwnego odcienia skóry.
  • Obcy wśród nas - tak roboczo nazwałam teorię, która skupia się na osobie Siemiona Zołotariowa. Jest to bardzo tajemnicza postać. Nawet jego dołączenie do ekipy Diatłowa wyglądało co najmniej dziwnie. Oto 37-letni mężczyzna nagle i "ni z gruchy, ni z pietruchy" postanawia dołączyć do grupy studentów wybierających się na trudną wyprawę, a których w ogóle nie zna. Mało tego wręcz się na nią wprasza. W jego życiorysie jest wiele luk, ale i tak wyłania się z niego osoba lubiąca kłamać i manipulować. Twierdził on np. że jest zasłużonym weteranem wojennym, jednak nigdy nie udało się odnaleźć jego towarzyszy broni. W ogóle opowiadał różne wersje swojej przeszłości. Bardzo dużo też podróżował po Związku Radzieckim. Jeszcze dziwniejsza sytuacja powstała po tragedii. Nie przeprowadzono identyfikacji Zołotariowa, ale opis jego zwłok bardzo zdziwił jego krewnych. Według raportu miał 3 tatuaże, złote zęby i był niski. Rodzina twierdziła jednak, że nigdy nie miał tatuaży ani złotych zębów i był wysoki. Ponadto nie można było znaleźć dokumentów poświadczających jego pochówek. Kiedy po latach wykonano testy DNA, po ekshumacji ciała z rzekomego grobu, okazało się że wyniki są negatywne. Czyżby to nie Zołotariow zginął na Przełęczy? Jeśli to ktoś inny, to kto i dlaczego? Jeśli tak to gdzie jest Zołotariow? Może był on szpiegiem, albo podwójnym agentem. Profesor Zdanowicz - historyk postawił tezę, że Zołotariow wybierał bazy turystyczne zlokalizowane w pobliżu baz wojskowych, gdzie przeprowadzano testy broni. Czy studenci odkryli jego tajemnicę i dlatego musieli zginąć? Jeśli tak było to mamy do czynienia z morderstwem doskonałym, które nie zostawiło praktycznie żadnych śladów.
  • testy broni - moim zdaniem najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Rok 1959 to czasy Zimnej Wojny, a więc wyścigu zbrojeniowego pomiędzy ZSRR i USA. Oba mocarstwa chcąc dominować pod tym względem, wydawały ogromne pieniądze na przemysł zbrojeniowy. Ural Północny to miejsce odludne i nieprzystępne, a więc idealne do prowadzenia tajnych testów. Więźniowie łagrów znajdujących się nieopodal, teoretycznie mogli być wykorzystywani do najbardziej niebezpiecznych prac. Możliwe, że w nocy 1 lutego 1959 r. wykonywano testy nowej broni, ale coś poszło nie tak, przez co 9-ciu ludzi straciło życie. Może usłyszeli jakiś wybuch i w popłochu uciekli z namiotu, a część z nich raniła fala uderzeniowa lub coś podobnego, stąd obrażenia. Mogły by to też tłumaczyć ślady promieniowania, bo możliwe że do budowy takiej broni użyto by uranu oraz dziwny kolor skóry - może to była broń w jakiś sposób wpływająca na organizm. Wyjaśniałoby to także naciski władz na zatuszowanie sprawy. Jednak na chwilę obecną nie da się tego w żaden sposób potwierdzić.

  • zjawiska nadprzyrodzone - ja zawsze szukam racjonalnych wyjaśnień, niemniej jednak staram się mieć otwarty umysł. Może w tym odludnym, nieprzystępnym miejscu czaiła się jakaś mroczna siła. Ekipa Diatłowa byli to ludzie doświadczeni, którzy na takiej wyprawie nie byli po raz pierwszy. Mimo to wybiegli z namiotu w popłochu, bez ciepłych ubrań, a musieli wiedzieć że w takich temperaturach skazują się tym samym na śmierć. Jednak to co ich wypłoszyło z namiotu musiało być bardziej przerażające od groźby hipotermii. Jak wiadomo są na tym świecie zjawiska, których nie da się wytłumaczyć. Wśród Mansów krążyła legenda, że w miejscu w którym zginęli studenci, śmierć poniosło też 9 osób - dziwny zbieg okoliczności. Sama nazwa Otorten oznacza "nie idź tam" a Chołatczahl "Góra Umarłych", co już brzmi złowieszczo. Tragedia na Przełęczy Diatłowa to nie jedyny tego typu incydent. Dwa lata później grupa studentów, która również wybrała się na Północny Ural, opuściła chatę, w której nocowała i rozbiegła się po okolicy, gdzie zamarzła na śmierć. Podobnie grupa biologów badająca jezioro Bałchasz, nagle wyskoczyła z łodzi do lodowatej wody, gdzie nie było szans na przeżycie. W 1972 r. ekipa geologów znajdująca się w rejonie Alakit, rozcięła swój namiot od środka i rozpierzchła się po okolicy, gdzie spotkała ją śmierć. Brzmi to niepokojąco znajomo. W latach 60-tych na Górę Umarłych także wybrali się geolodzy. Jeden z uczestników wyprawy nagle poczuł niewytłumaczalny strach i szybko się ukrył. Kiedy udało mu się dotrzeć do obozu, okazało się że większość uczestników nie żyje, a jeden zaginął i nigdy go nie odnaleziono. Czyżby coś złego żyło na Górze Umarłych?

    Tragedia na Przełęczy Diatłowa po dziś dzień budzi ogromne emocje i teorii na ten temat jest mnóstwo. Niektóre są naprawdę fantastyczne np. atak Karłów z Arktydy (nie żartuję). Są tacy, którzy w tej sprawie dopatrywali się ataku Yeti, odnalezienia skarbu Ariów, bądź zatrucia spirytusem. Jednak niestety żadna z teorii nie tłumaczy w 100% co mogło się wydarzyć. Możemy mieć jedynie nadzieję, że kiedyś wszystkie akta zostaną odtajnione lub odnajdą się jakieś nieznane do tej pory. Naprawdę wierzę, że tak się stanie, ponieważ jedno w tej sprawie jest pewne - bliscy ofiar zasługują na prawdę.



Bibliografia: 
  1. Matwiejewa, Anna, Przełęcz Diatłowa. Tajemnica Dziewięciorga, Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2020, można kupić np. tu : https://bonito.pl/k-1099744-przelecz-diatlowa-tajemnica-dziewieciorga lub tu: https://www.empik.com/przelecz-diatlowa-tajemnica-dziewieciorga-matwiejewa-anna,p1237404065,ksiazka-p
  2. Lugen, Alice, Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, można kupić np. tu : https://bonito.pl/k-1976175-tragedia-na-przeleczy-diatlowa-historia-bez-konca lub tu: https://www.empik.com/tragedia-na-przeleczy-diatlowa-historia-bez-konca-lugen-alice,p1239762307,ksiazka-p
  3. Wikipedia
  4. Artykuł: Było ich dziewięcioro. Nikt nie wie jak umarli. Strefa tajemnic. Onet.pl - https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/smierc-na-przeleczy-diatlowa-do-dzis-pozostaje-bez-wyjasnien/qp5f3cr?utm_source=facet.onet.pl_viasg_facet&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2






sobota, 16 października 2021

KHOLAT, CZYLI TAJEMNICA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA. CZĘŚĆ I - FAKTY

 


    Dziś chciałam zająć się jedną najsłynniejszych zagadek w historii - Tragedią na Przełęczy Diatłowa. W 1959 r. w górach Uralu, w ówczesnym Związku Radzieckim, ginie w tajemniczych okolicznościach grupa 9-ciu studentów. Sprawa ta po dziś dzień nie została rozwiązana i budzi ogromne emocje, mimo upływu tak długiego okresu czasu. Z zagadką tą związane jest wiele kontrowersji, a prób jej wyjaśnienia jest naprawdę dużo. Od dawna interesowałam się tą historią, dlatego też przeczytałam wiele artykułów i przesłuchałam sporo podcastów. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób może pomyśleć, iż jest to oklepany temat i cóż więcej można o tej sprawie powiedzieć. Ja jednak chciałam przedstawić swoje zdanie oraz tak naprawdę nawiązać do gry, która ostatnio mnie zawojowała. Chodzi właśnie o "Kholat", czyli grę polskiego studia IMGN.pro, która nawiązuje do tych wydarzeń. Wiem, że gra otrzymała mieszane recenzje, czego przyznam nie rozumiem, bo dla mnie jest rewelacyjna. 



"Kholat" to pierwszoosobowa gra, która jest połączeniem przygody i horroru. Fabuła jest oparta na wydarzeniach na północnym Uralu 1959 r. Polega ona na przemieszczaniu się nocą po górach i zbieraniu notatek, które z czasem zaczynają tworzyć jedną całość, opowiadając historię 9-ciu studentów. Do pomocy mamy kompas i mapę, ale poza tym zdani jesteśmy sami na siebie. 




"Kholat" ma niezwykle mroczny klimat, który pogłębia jeszcze wspaniała muzyka. Przemieszczając się nocą po Przełęczy Diatłowa mamy cały czas uczucie niepokoju. Pierwszy raz spotkałam się z tą grą na kanale Kaftanna (który serdecznie polecam, bo świetnie prowadzi horrory) i od razu bardzo mi się spodobała. Szczególnie piękne krajobrazy i nastrojowy głos narratora w osobie Seana Beana. Dlatego też postanowiłam sama w nią zagrać i akurat udało mi się skorzystać z promocji na Steamie. Wiem, że niektórzy gracze uważają, że jest to tak naprawdę symulator chodzenia, ponieważ polega tylko na przemieszczaniu się i zbieraniu notatek, a przed demonami uciekamy, nie walczymy z nimi. Jednak mnie to jak najbardziej pasuje, bo naparzanie z automatu do potworów to nie moje klimaty. Ja muszę mieć atmosferę i tak gra mi ją zapewnia. Jedyny problem jaki miałam to korzystanie z mapy- jestem akurat typową kobietą, która nie potrafi czytać map :-) Nie sugeruję, że wszystkie kobiety tego nie potrafią, ale ja do takich należę, więc w moim przypadku było to trochę chodzenie po omacku. Jednak moim zdaniem ta gra jest naprawdę świetna i myślę, że warto się samemu przekonać.




    Wracając do sprawy Przełęczy Diatłowa to przeczytałam niedawno wspaniałą książkę opisującą te wydarzenia, mianowicie "Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca" Alice Lugen. Uważam, że to bardzo rzetelne i przejrzyste przedstawienie faktów. Autorka opowiada historię w sposób poukładany i solidny, ale też bardzo ciekawy i wciągający. Myślę, że to najlepsze zebranie informacji na ten temat, z jakim się kiedykolwiek spotkałam. Dlatego też przedstawiając tą sprawę w dużej mierze opierałam się na tej książce.

 


    23 stycznia 1959 r. grupa 10 osób, składająca się ze studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej oraz przewodnika, udała się na Ural Północny celem zdobycia szczytu Otorten. Turystyka w owym czasie stanowiła główne źródło rozrywki młodych ludzi, z tego prostego powodu, że brakowało innych. Ponadto takie wyprawy były finansowane przez państwo i wiązały się z prestiżem. Członkami ekipy byli:
  • Igor Diatłow, ur.13.01.1936 r. , kierownik wyprawy, student 5-tego roku wydziału radiotechnicznego, wywodzący się z rodziny wynalazców; był bardzo zdolnym studentem i pragnął pozostać na uczelni jako wykładowca; jako kierownik był wytrwały i stanowczy, ale też nie znosił sprzeciwu
  • Jurij Doroszenko, ur.29.01.1938 r., student 5-tego roku wydziału radiotechnicznego; pochodził z biednej rodziny, dlatego też często korzystał z dotacji na wyprawy; był ceniony przez kolegów jako ten, na którego można było liczyć w kryzysowych sytuacjach
  • Zinaida Kołmogorowa, ur.12.01.1937 r. zwana przez znajomych Ziną, studentka 5-tego roku wydziału radiotechnicznego; mimo, że nie była tak uzdolniona jak koledzy, była miła, ładna i towarzyska, dlatego wszyscy ją lubili; przez pewien czas była w związku z Jurijem Doroszenką, ale chłopak zerwał z nią, co bardzo przeżyła; podkochiwał się w niej Igor Diatłow 
  • Ludmiła "Luda" Dubinina, ur.12.05.1938 r., studentka 4-tego roku wydziału budownictwa; pochodziła z bogatej i wpływowej rodziny, ale była pracowita i uczynna, a przez to lubiana przez kolegów; była też bardzo ambitna i chciała zdobyć tytuł najmłodszej Mistrzyni Sportu ZSRR w Turystyce
  • Aleksander Kolewatow, ur.16.11.1934 r., student 4-tego roku wydziału fizyczno-technicznego; pracował w moskiewskim Instytucie 3394 jako starszy laborant, dzięki czemu studiował indywidualnie i miał więcej swobody; był zamknięty w sobie i z nikim się bliżej nie kolegował
  • Gieorgij Kriwoniszczenko, zwany Jurijem, ur.07.02.1935 r., absolwent wydziału budownictwa; pracował w Zakładzie atomowym Majak, gdzie w 1957 r. doszło do jednej z największych katastrof nuklearnych w historii, jednak było to utrzymywane w tajemnicy; pochodził on z bogatej, partyjnej rodziny, która szeroko udzielała się towarzysko, przez co był bardzo popularny wśród kolegów
  • Rustem Słobodin, ur.11.01.1936 r., absolwent wydziału mechaniki; pochodził z rodziny inteligenckiej; pracował w Instytucie Technologii Chemicznej; był bardzo pożądanym członkiem ekipy, ponieważ był silny i krzepki
  • Nikołaj Thibeaux-Brignolle, ur.05.06.1935 r., absolwent wydziału budownictwa; pracował w Zakładzie atomowym Majak; jego przodkowie byli francuskimi architektami, pracującymi dla rodziny carskiej; był szanowany i lubiany za błyskotliwe poczucie humoru
  • Siemion Zołotariow, ur.02.02.1921 r., przewodnik, instruktor i weteran wojenny; postać owiana tajemnicą; praktycznie wprosił się na wyprawę; często kłamał na temat swojego życiorysu
  • Jurij Judin, 21-letni student ekonomii, który z powodu choroby odłączył się od reszty grupy jeszcze przed wejściem na szlak; ta decyzja uratowała mu życie
    23 stycznia 1959 r. grupa wyrusza pociągiem ze Swierdłowska (obecnie Jekaterynburg, gdzie w 1918 r. dokonano egzekucji na rodzinie carskiej) do miasta Sierow. Dociera tam następnego dnia. Tutaj dochodzi do małego incydentu z milicją - Jurij Kriwoniszczenko wbrew zakazowi wchodzi na dworzec i udaje żebraka, za co zostaje zatrzymany. Ostatecznie kończy się to na upomnieniu. Studenci odwiedzają także tutejszą szkołę. 25 stycznia docierają do Iwdel- miejsca owianego złą sławą, ponieważ przywożono tu więźniów łagrów. We wsi Wiżaj odradzano im wyprawę na Otorten jako bardzo niebezpieczną. Następnego dnia przybyli do Osady robotniczej, gdzie przyjęto ich bardzo ciepło. Rankiem okazało się, że Jurij Judin ma atak rwy kulszowej i nie może iść dalej, dlatego też 28 stycznia grupa wyrusza w dalszą drogę bez kolegi.

Źródło:Wikipedia

    Warunki na szlaku okazują się być bardzo ciężkie - warstwa śniegu jest bardzo gruba, co utrudnia marsz. Kolejnego dnia wędrowcy trafiają na ślady Mansów - plemienia zamieszkującego ten teren. Mimo, że na początku pogoda im dopisuje, 31 stycznia znacznie się pogarsza. 1 lutego udaje się im postawić szałas, aby tam pozostawić część rzeczy. Następnie ruszają w stronę góry, jednak z niewiadomych przyczyn zbaczają z trasy i obóz rozbijają na wschodnim zboczu zwanym Chołatczachl. Tutaj po raz ostatni sporządzają notatki. Od tego momentu nie wiadomo co się wydarzyło.

    12 lutego ekipa miała powiadomić uczelnię o swoim powrocie, ale nie zrobiła tego. Na początku nie wywołało to paniki, bo Jurij Judin miał przekazać, że wyprawa się przedłuży. Jednak to okazało się być pomyłką. Wkrótce rodzice studentów zaczęli się niepokoić, podobnie ich zakłady pracy, ze względu na tajemnice służbowe jakie posiadali. Niestety ekipa ratunkowa nie mogła wyruszyć od razu, ze względu na brak planu podróży grupy Diatłowa i map Uralu. Poszukiwania rozpoczęto dopiero 22 lutego. 26 lutego odnaleziono rozcięty namiot, dzień później dwa ciała - Kriwoniszczenki i Doroszenki, a potem kolejne trzy - Diatłowa, Słobodina i Kołmogorowej.

Źródło: Wikipedia

Studenci nie mieli na sobie butów i ciepłej odzieży, co było bardzo dziwne przy tych temperaturach. Ponadto ciała nosiły ślady poparzeń, a kolor ich skóry była bardzo nietypowy, opisywany jako brązowy lub pomarańczowy. Na miejscu widniały też ślady prób rozpalenia ogniska. 2 marca znaleziona zwłoki Słobodina - miał pękniętą czaszkę. Dopiero 4 maja odnaleziono zwłoki pozostałych członków ekipy - Dubininy, Thibeaux-Brignolle'a, Kolewatowa i Zołotariowa. Na ich ciałach były poważne obrażenia. Śledztwo od marca 1959 r. prowadził prokurator Lew Iwanow. Bardzo rzetelnie zabrał się do pracy - zebrał dowody, przesłuchał wszystkich świadków, a że był miły dowiedział się wielu rzeczy. Jednak po czasie okazało się, że ktoś "z góry"  wywiera na niego naciski. Ostatecznie nakazano mu zamknąć śledztwo, a akta utajnić.

Źródło:Wikipedia

Dopiero po upadku ZSRR, w 1990 r. Iwanow napisał artykuł, w którym przeprosił rodziny ofiar. Wtedy wyjaśnił, że nie wszystkie ofiary zginęły z powodu hipotermii, jak to było oficjalnie podane. Część z nich straciła życie w wyniku poważnych obrażeń, a ich ciała nosiły ślady promieniowania. Co takiego starały się zatuszować władze? Czy jedna z największych zagadek w historii ma szanse na rozwiązanie?

CIĄG DALSZY NASTĄPI...



Bibliografia:
1. Lugen, Alice, Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, można kupić np. tu : https://bonito.pl/k-1976175-tragedia-na-przeleczy-diatlowa-historia-bez-konca lub tu: https://www.empik.com/tragedia-na-przeleczy-diatlowa-historia-bez-konca-lugen-alice,p1239762307,ksiazka-p
2. Wikipedia
3. Grę "Kholat" można kupić tu : https://store.steampowered.com/app/343710/Kholat/




NATASHA PRESTON "PRAWDA CZY WYZWANIE"

    Dzisiaj kolejna powieść znanej pisarki thrillerów Young Adults Natashy Preston pt. "Prawda czy wyzwanie" . Muszę przyznać, że ...