czwartek, 23 marca 2023

BIURO ŚLEDCZE. ŚLEDZTWA W ARKHAM I INNE TAJEMNICE

 

        W połowie marca miała miejsce premiera najnowszej gry Wydawnictwa Rebel pt. "Biuro Śledcze. Śledztwa w Arkham i inne tajemnice". Jest to gra kooperacyjna oparta na grze "Sherlock Holmes. Detektyw doradczy". Przyznam szczerze, że bardzo czekałam na tą grę. Uwielbiam grę o Sherlocku Holmesie, a poza tym kocham Lovecrafta, a to właśnie na stworzonym przez niego świecie opiera się "Biuro Śledcze". Co może być lepsze od prowadzenia śledztwa w uniwersum mitologii Cthulhu? Naprawdę strasznie nie mogłam się jej doczekać, więc zamówiłam ją w przedsprzedaży, a jak przyszła to dosłownie się na nią rzuciłam. Co z tego wyniknęło? O tym poniżej.


    "Biuro Śledcze" to gra przeznaczona dla 1-8 graczy. Mają to być osoby pełnoletnie, ze względu na miejscami drastyczne opisy. Składa się ona z pięciu spraw, gdzie każda powinna zająć około 90 minut. Gra jest oparta na mechanizmie znanym z "Sherlocka Holmesa" z małymi modyfikacjami. Tak więc do każdej sprawy mamy księgę z tropami do sprawdzenia, poza sprawą czwartą, gdzie mamy dokumentację do przeanalizowania. Na początku każdej księgi mamy opis fabularny, który przybliża nam sprawę i określa ilość tropów, które możemy sprawdzić. Tropy możemy sprawdzać dwojako - prowadząc przesłuchania, bądź dochodzenia i właśnie w taki sposób podzielone są one w księgach. Każdy trop odpowiada miejscu na mapie, którą mamy do dyspozycji. Właściwie są to dwie mapy: Arkham i Bostonu. W księgach są skorowidze, które ułatwiają dotarcie to konkretnego tropu. Dodatkowo do pomocy mamy również Książkę Adresową Massachusetts oraz gazety, w których znajdują się informacje mogące nas naprowadzić na właściwy trop. Czasem w toku śledztwa możemy natrafić na tropy, które dadzą nam tropy bonusowe, z których możemy skorzystać. Kiedy wykorzystamy wszystkie tropy, bądź jesteśmy pewni rozwiązania, wybieramy trzy, za którymi chcemy podążyć - znajdują się ona na końcu księgi do góry nogami. Każdy z tropów, które wybierzemy ma przypisaną ilość punktów, które sumujemy, choć niektóre niestety mają przypisane zero. Następnie czytamy rozwiązanie (możemy go nie czytać jeśli chcemy zagrać jeszcze raz i podążyć innymi tropami). Do gry dołączona jest oczywiście instrukcja, która w sposób klarowny przedstawia zasady. 


    W stosunku do "Sherlocka.." wiele rzeczy moim zdaniem zmieniło się na plus. Przede wszystkim skorowidze w księgach, to naprawdę ułatwia poszukiwania, ponieważ w "Sherlocku..." było dużo kartkowania, aby znaleźć odpowiedni trop. Ponadto  bardzo dobry jest podział na przesłuchania i dochodzenia, ponieważ w niektórych miejscach możemy wykonać dwie czynności, czyli np. kogoś przesłuchać, a potem do śledzić. System punktacji też jest bardziej klarowny. Oprócz tego podobało mi się, że gazeta od razu jest przypisana do danej sprawy i nie trzeba jej szukać, tak jak poprzednio. Ciekawą innowacją jest też sprawa nr 4, w której nie ma księgi, ale dokumenty do przeanalizowania. Jest to naprawdę pięknie graficznie i realistycznie zrobione. Ta sprawa jest nastawiona typowo na dedukcję w formie eliminacji. Dokumenty trzeba czytać naprawdę dokładnie i robić notatki, nad którymi naprawdę należy przysiąść. Na minus jest moim zdaniem liczba spraw - w "Sherlocku..." było ich dwa razy więcej. Tutaj grę "połknęłam" w cztery dni, a jednak ona trochę kosztuje. 


    Jeśli chodzi o walory estetyczne, to gra naprawdę pięknie się prezentuje. Jest porządnie wykonana, zawiera klimatyczne rysunki, a jak już wcześniej wspominałam dokumenty w sprawie czwartej są bardzo realistycznie zrobione, z taką dbałością o szczegóły, że mamy wrażenie iż czytamy prawdziwe rządowe akta. Także graficznie gra jest wspaniale wykonana.
    W kwestii fabularnej twórcy również dali radę - sprawy bardzo dobrze odzwierciedlają klimat książek Lovecrafta. Dodatkowo na końcu podano jakie dzieła inspirowały daną sprawę i jakie jeszcze w podobnym stylu można przeczytać. Śledztwa są naprawdę wciągające i inteligentnie napisane. Mają też różne poziomy trudności, dzięki czemu można się zmierzyć z nie lada wyzwaniami. Panuje w nich też mroczna, złowroga atmosfera, dlatego też myślę, że fani Lovecrafta nie będą zawiedzeni. Najbardziej podobała mi się sprawa pierwsza i druga - moim zdaniem najbardziej przypominały one twórczość mistrza weird fiction. Ciekawa jest również sprawa trzecia, jednak z nią miałam najwięcej trudności, ponieważ jest naprawdę trudna. Wchodzimy do domu, który ciągle się zmienia, dlatego trzeba wszystko skrupulatnie notować. Mamy wrażenie jakbyśmy znaleźli się w jakiejś pętli i przeżywali swój własny "Dzień Świstaka". Co trzeba zrobić z jakimi przedmiotami nie jest łatwe do odgadnięcia. W pewnym momencie naprawdę poczułam się zmęczona. Podobała mi się również innowacyjna sprawa nr 4. Pracuję w biurze, więc analiza dokumentów to dla mnie nie pierwszyzna, jednak tutaj było to naprawdę interesujące. Dobrze, że wprowadzono jakąś różnorodność. Najmniej podobała mi się ostatnia sprawa, w której poruszamy się po dżungli. Była ona trochę dziwna i nie podobało mi się zakończenie. Jednak nie była oczywiście zła. 


    Czy gra nadaje się dla osób, które nie są fanami Lovecrafta? Moim zdaniem tak. Do jej przejścia nie jest potrzebna znajomości jego książek - mamy tutaj zagadki opierające się na dedukcji, a uniwersum mistrza weird fiction stanowi jej tło. Dlatego też uważam, że fani zagadek nie będą zawiedzeni, a może nawet niektórzy dzięki temu skuszą się na to, aby zapoznać się z jego twórczością. Dla fanów pisarza jest to jednak moim zdaniem pozycja obowiązkowa. 
    Naprawdę bardzo dobrze grało mi się w tą grę. Bardzo mnie wciągnęła i dostarczyła dużo rozrywki. Zagadki stanowiły dla mnie wyzwanie i nad niektórymi musiałam się mocno nagłowić. Jednak bardzo lubię takie wyzwania, więc pod tym kątem byłam usatysfakcjonowana. Poza tym gra stanowi naprawdę ucztę dla oczu - jest pięknie wykonana. Klimat książek mojego ulubionego pisarza również jest odczuwalny na każdej stronie. Sprawy są ciekawe, wciągające i fantastycznie wpisują się w mitologię Cthulhu. Połączenie Lovecrafta i Sherlocka Holmesa to jak ulubione ciastko z ulubionym kremem. Jedyne co mi przeszkadzało to ilość spraw. Szkoda, że jest ich tylko pięć. Czułam przez to spory niedosyt. Bardzo bym chciała jeszcze zagrać, a tu okazało się, że to już koniec. Naprawdę tych spraw powinno być więcej, żeby bardziej się cieszyć z rozgrywki. Tym bardziej, że ciężko jest z regrywalnością. Oczywiście możemy nie czytać rozwiązania i później wrócić do innych tropów, jednak to już nie będzie takie zaskakujące, ponieważ jesteśmy już dosyć dobrze zaznajomieni z daną sprawą. Poza tym w końcu sprawdzimy już wszystkie tropy i do gry będziemy mogli dopiero wrócić po bardzo długim czasie, kiedy większość rzeczy zapomnimy. Jednak mimo to gra jest naprawdę wspaniała i szczerze polecam zagrać, bo dostarczy sporo frajdy. 



Bibliografia:

czwartek, 16 marca 2023

RETROKLIMAT - NAJLEPSZE SLASHERY - KRZYK

 

    W związku z premierą najnowszej, szóstej części "Krzyku", postanowiłam poświęcić post właśnie temu filmowi. Jestem wielką fanką slasherów z lat dziewięćdziesiątych, bo właśnie na te czasy przypadało moje dzieciństwo i lata nastoletnie. Dlatego też darzę te filmy ogromnym sentymentem. Oczywiście najlepsza dla mnie była taka "święta trójca" tamtych czasów, a mianowicie "Krzyk", "Koszmar minionego lata" i "Ulice strachu". Wprawdzie "Krzyk" nie jest moim numerem jeden, bo jest nim "Koszmar minionego lata", a na drugim miejscu są "Ulice strachu", to jest jednak jednym z moich ulubionych horrorów. W latach dziewięćdziesiątych slashery przeżywały swój renesans, bo tak naprawdę ich apogeum przypadało na lata osiemdziesiąte. Stało się tak dzięki Wesowi Cravenowi, który był właśnie reżyserem "Krzyku". Dzięki temu filmowi, ten gatunek horroru wrócił do łask i to w wielkim stylu. Podczas gdy slashery odeszły trochę do lamusa, temu wielkiemu twórcy udało się nie tylko spowodować, że wróciły do łask, ale też pchnąć je na trochę inne niż dotychczas tory. I tak "Krzyk" przetarł ścieżkę późniejszym hitom. Stało się to w 1996 r.


"Krzyk" 1996 r.

 

    W małym miasteczku Woodsboro dochodzi do serii morderstw. Morderca w masce dzwoni do swoich ofiar i pyta o ich ulubiony horror, a następnie rozpoczyna się gra na śmierć i życie. Wydaje się, że ofiary nie są przypadkowe, a wszystko skupia się wokół nastoletniej Sydney Prescott (Neve Campbell), której mama rok wcześniej została brutalnie zamordowana. Sydney sama wskazała zabójcę, który odsiaduje wyrok za kratkami. Jednak obecne morderstwa, każą jej i osobom z jej otoczenia zastanowić się, czy aby na pewno skazano właściwego człowieka. Wiem, że "Krzyk" wzbudza skrajne emocje - jedni go uwielbiają, inni nienawidzą. Ci pierwsi wskazują, że film cały czas trzyma w napięciu, posiada wartką akcję, ciekawy scenariusz i dobrze zagrane role. Druga grupa zaś uważa, że film jest tandetny i kiczowaty, a sceny absurdalne i kompletnie nierealistyczne. Ja należę do tej pierwszej kategorii. Jest to oczywiście moje subiektywne zdanie, ale uważam, że niektórzy podchodzą do tego filmu zbyt poważnie. Twórcy w pewien sposób bawią się konwencją i wcale nie udają, że ich film pretenduje do miana ambitnego. Ma on przede wszystkim dostarczać rozrywki i na tym polu świetnie się sprawdza. Owszem można się przyczepić, że morderca porusza się tempem wyjątkowo ekspresowym, jest wręcz nadludzko silny i odporny (chociaż do Bonda strzela pięćdziesięciu ludzi i żaden nie trafia, ale tego o wiele mniej ludzi się czepia) oraz że postacie głupio się zachowują (chociaż nie rozumiem jak można od nastolatków wymagać mądrego i dojrzałego zachowania). Jednak "Krzyk" mimo tego jest wielką klasyką gatunku i filmem nawet można by powiedzieć przełomowym. Ja uwielbiam jego klimat, emocje jakie mi dostarcza, a zachowania bohaterów mi osobiście nie przeszkadzają. Przeciwnie - jeśli chodzi o Sydney to cieszę się, że różni się ona od typowej dla lat osiemdziesiątych final girl - jest bardziej zadziorna i charakterna. Idealnymi ekranowymi partnerami są dla niej oczywiście bezczelna, idąca po trupach karierowiczka, która jednak w momencie zagrożenia potrafi stanąć na wysokości zadania, czyli dziennikarka Gale Weathers, grana przez świetną Courtney Cox oraz pierdołowaty zastępca szeryfa o gołębim sercu Dewey Riley, czyli równie dobry David Arquette. Pozostałe postacie również są bardzo dobrze zagrane. Ja na tym filmie świetnie się bawiłam i dalej się bawię, bo czasem lubię sobie go poprzypominać. Ten film jest może trochę kiczowaty, ale właśnie taki ma być i na tym polega jego piękno. 


"Krzyk 2" 1997 r.

    Na fali ogromnej popularności jaką zdobył "Krzyk" bardzo szybko powstała druga część. Minęły dwa lata od tragicznych wydarzeń w Woodsboro. Wydaje się, że Sydney szczęśliwie ułożyła sobie życie - podjęła studia, ma wspaniałego chłopaka i gra w teatrze. Jednak nie jest jej dane długo cieszyć się spokojem - wkrótce miasteczkiem uniwersyteckim wstrząsa seria okrutnych morderstw, a zabójca wydaje się wzorować na mordercy z Woodsboro. Sydney już wie, że znów znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Często mówi się, że "dwójka" nigdy nie przebije "jedynki", a tutaj moim zdaniem tak się stało - ta część podobała mi się jeszcze bardziej. Myślę, że jest tak dlatego, ponieważ bardzo przypadła mi do gustu sceneria, czyli miasteczko uniwersyteckie - bardzo klimatyczne i takie typowo amerykańskie, co dla mnie nie jest wadą, a na tamte czasy kiedy nie było internetu, filmy były jednym z niewielu źródeł o innych krajach i ich obyczajach. Akcja też jest jeszcze bardziej wartka, a sceny mrożące krew w żyłach - szczególnie moja ulubiona, w której Sydney i jej koleżanka muszą wydostać się z auta przechodząc nad mordercą. Rozwiązanie też jest bardzo ciekawe. Druga część "Krzyku" jest zdecydowanie moim numerem jeden jeśli chodzi o tą serię. 

"Krzyk 3" 2000 r. 

    W Hollywood powstaje film "Cios 3", którego akcja opiera się na wydarzeniach z Woodsboro. Wkrótce jednak po kolei zaczynają giną aktorzy grający w tym filmie, a przy zwłokach są odnajdywane zdjęcia matki Sydney Prescott. Wydaje się, że po raz kolejny morderca wziął sobie dziewczynę za cel. Jaki jednak związek z tą sprawą ma matka Sydney? I jak niebezpieczne tajemnice ukrywała? Po raz kolejny nasze trio, czyli Sydney, Gale i Dewey stają do walki z mordercą. Tym razem jednak moim zdaniem wyszło ciut gorzej niż przy poprzednich filmach. Nie jest oczywiście źle - film cały czas jest dobry, trzyma w napięciu, ma wartką akcję, a główne postacie dają radę. Jednak mam wrażenie, że pod paroma kątami twórcy trochę przedobrzyli - cała ta sprawa z Maureen Prescott jest chyba trochę za bardzo "grubymi nićmi szyta". Poza tym postacie poboczne tutaj mnie wyjątkowo irytowały i miałam wrażenie, że morderca ich zabijał, ponieważ jego też 😀. Na plus była jednak tajemnicza atmosfera studia filmowego i małe cameo niestety już świętej pamięci Carrie Fisher (uwielbiam księżniczkę Leię). Ogólnie mimo, że to według mnie nie jest najlepsza część, to film mi się podobał.


"Krzyk 4" 2011 r.

    
    Kiedy Sydney Prescott wraca do rodzinnego miasta znów dochodzi do serii tajemniczych morderstw. Morderca wydaje się skupiać na rodzinie Sydney - jej ciotce i kuzynce Jill (Emma Roberts). Aby chronić bliskich Sydney znów musi podjąć walkę z groźnym mordercą, jednak jak zawsze może liczyć na swoich przyjaciół - Deweya i Gale. Tylko czy i tym razem Sydney, która wydaje się, że pokonała swoje demony, będzie w stanie stawić czoło najgorszemu lękowi? Szczerze miałam obawy wobec tej części, ponieważ wyszła ona 11 lat po premierze poprzedniej, a jak wiadomo czasy się zmieniają. Dlatego też obawiałam się, że już nie będzie tego samego klimatu, który tak uwielbiałam w pozostałych częściach. Na szczęście moje obawy okazały się być niepotrzebne. Twórcy naprawdę postarali się, aby był zachowany klimat oryginalnych "Krzyków". Mamy więc tu wartką akcję i ciekawą fabułę. Aktorzy też dali radę i to nie tylko nasze znane już trio, ale pozostałe postacie też są dobrze pokazane. Szczególnie dobra moim zdaniem była Emma Roberts - bardzo przekonywująca rola. Jeśli chodzi o mordercę, to twórcy też dosyć dobrze to rozegrali. Mimo, że czwarta część na pewno nie przebija pierwszej i drugiej, ale na pewno jest warta zobaczenia. 


"Krzyk" 2015-2019
    
    

    Na podstawie znanej serii filmów, platforma Netflix wyprodukowała swój własny serial składający się z trzech sezonów. W sennym miasteczku Lakewood dochodzi do serii morderstw. Wydaje się, że w jakimś stopniu powiązane są one z przeszłością - kiedy to grupa nastolatków skatowała upośledzonego chłopaka. Nastoletnia Emma Duvall (Willa Fitzgerald) obawia się, że w jakiś sposób jest związana z tą sprawą - morderca prześladuje ją i jej otoczenie. Jak mroczne tajemnice kryje małe miasteczko i dlaczego ktoś karze ludzi za zbrodnię sprzed lat? Chociaż ten serial z oryginalnym "Krzykiem" ma wspólny tylko tytuł i podobną maskę mordercy, to jednak z ciekawością usiadłam do seansu. I nie zawiodłam się - serial bardzo mnie wciągnął. Jest interesujący, ma ciekawy klimat, a motywacje mordercy są sensowne. Chociaż sama final girl średnio mi przypadła do gustu - uważam, że była trochę mdła, to super były pozostałe postacie, w szczególności fajny duet Audrey (Bex Taylor-Klaus) i Noah (John Karna). Bardzo ciekawe było nawiązane to mrocznej tajemnicy z przeszłości - lubię takie wątki, kiedy bohaterowie odkrywają jak bardzo przeszłość ma wpływ na ich życie. Drugi sezon może był trochę gorszy od pierwszego, ale też mi się podobał. Co do trzeciego to nie był on dostępny na Netflixie, przynajmniej w Polsce, więc ciężko mi się wypowiedzieć. Jednak szczerze polecam ten serial, bo jest naprawdę na poziomie.


"Krzyk 5" 2022 r.

    
        Sam Carpenter (Melissa Barrera) wraca po latach do rodzinnego Woodsboro kiedy jej siostra Tara (Jenna Ortega) zostaje zaatakowana. Wygląda na to, że słynny morderca Ghostface powrócił i atakuje osoby powiązane z tymi z legendarnej masakry. Sam chcąc chronić siostrę postanawia rozwiązać zagadkę, choć sama skrywa mroczną tajemnicę. Po seansie tego filmu miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że jedna z moich ulubionych serii nie została zapomniana i powróciła. Fajnie też było widzieć ulubione trio znów na ekranie. Podobało mi się też, że oddano hołd niestety już świętej pamięci Wesowi Cravenowi. Jednak z drugiej strony wiele rzeczy w tym filmie nie gra m.in. pochodzenie Sam - to już moim zdaniem przesada, chyba twórcom już zabrakło pomysłów. Dużo wątków jest na siłę, chyba nawet obecność naszego trio. Motywacje mordercy mało oryginalne i nieciekawe. Postacie też średnio interesujące - może tylko w miarę znośna jest relacja między siostrami. Niestety po tym filmie widać, że był on zrobiony typowo dla kasy - starzy fani pójdą z sentymentu, a młodzi z ciekawości. Film nie był może zły, bo akcja była wartka i nie przynudzała, ale na kolana nie powala. 


"Krzyk 6" 2023 r.


    Mimo, że moim zdaniem poprzednia część była średnia, widać musiała osiągnąć sukces, ponieważ rok później, czyli 8 marca wyemitowano kolejną szóstą już odsłonę tej znanej serii. Tara Carpenter (Jenna Ortega) i jej przyjaciele przenieśli się do Nowego Yorku, aby podjąć studia. Wraz z siostrą przeprowadziła się Sam (Melissa Barrera), ponieważ bardzo boi się o jej bezpieczeństwo. Jak się okazuje słusznie, ponieważ morderca znów atakuje i odtwarza zbrodnie znane z poprzednich części. Kto to robi i jaki ma motyw? I czy siostrom w końcu uda się uwolnić od powracającego koszmaru? Widać w tym filmie, że na szczęście twórcy potrafią wyciągać wnioski i wypadł on o wiele lepiej od poprzedniego. Zacznę od tego co mi się podobało - przede wszystkim zmiana otoczenia. Mamy tu wielkie miasto, a nie jak dotychczas senne Woodsboro, które się chyba trochę przejadło. Akcja jest tak wartka, że ma się wrażenie jakby się jechało rollercoasterem. Szczególnie kilka scen jest super: początkowa - genialna, a w sklepie, przy przejściu przez drabinę i w metrze - mega adrenalina. Morderca jest też trochę lepszy jak w poprzedniej części, ale niewiele. Dalej relacja między siostrami jest nadal ciekawa. Jeśli chodzi o powroty to mam mieszane uczucia - Gale, fajnie że wróciła pod kątem sentymentalnym, ale mam wrażenie że jej postać niewiele wniosła, a Kirby zaś lubię, ale chyba była tam wciśnięta trochę na siłę. Bardzo też odczuwałam brak Sidney i Deweya. Jednak najbardziej mnie wkurzyła kwestia ran - rozumiem, że slashery z założenia są nierealne, ale tutaj to już był szczyt - osoby, którym zadano naprawdę śmiertelne rany bez problemu sobie biegały. Zakończenie też było naciągane, ale powiedzmy, że do przełknięcia. Mimo tych paru irytujących rzeczy nie żałuję, że wybrałam się na ten film i myślę, że było warto. Ogólnie szczerze polecam zapoznać się całą serią - mimo wielu abstrakcyjnych i naciąganych scen jest to kawał świetnej rozrywki i na pewno klasyka horroru.



Bibliografia: 
  1. Filmweb.pl
  2. YouTube.com  

czwartek, 9 marca 2023

BIBLIOTEKA GROZY - ROBERT W.CHAMBERS "W MROKU I STRACHU"

 

    Dzisiaj chciałam napisać o najnowszej pozycji z Biblioteki Grozy Wydawnictwa C&T. Jest to kolejna po "Królu w Żółci" książka autorstwa Roberta W. Chambersa. Był on amerykańskim artystą i pisarzem żyjącym w latach 1865-1933. Specjalizował się m.in. w opowiadaniach grozy, a jego dzieła zainspirowały samego H.P. Lovecrafta. Najnowsza książka zatytułowana "W mroku i strachu" liczy sobie dziewięć różnorodnych opowiadań spod znaku grozy. Czytając poprzednią pozycję tego autora, czyli "Króla w Żółci", miałam już wyrobione zdanie na jego temat. Co jednak jeśli chodzi o "W mroku i strachu"? Na początek chciałam napisać o tym co mi się podobało. Po pierwsze okładka - Wydawnictwo C&T zawsze bardzo dba o okładki Biblioteki Grozy - są one mroczne, tajemnicze i bardzo dobrze odzwierciedlają klimat danej powieści. Jednak ta okładka bardzo mnie zachwyciła - przede wszystkim kolory, są naprawdę piękne, szczególnie klif, morze i plaża, które znajdują się na tyle. Postacie widoczne z przodu są naprawdę mroczne i pobudzają wyobraźnię. Już ta okładka powoduje, że bardzo chce się przeczytać tą książkę. Po drugie język pisarza - jest naprawdę piękny, poetycki, obrazowy, pełen niedomówień, które wręcz pobudzają czytelnika. Widać, że Chambers był pisarzem na najwyższym poziomie. Po trzecie ciekawe historie - najbardziej podobało mi się opowiadanie pt. "Kapitan portu". 

Przedstawia ono historię młodego pracownika zoo, który wyjeżdża na odludną wyspę, na której mieszka niejaki pan Halyard wraz ze swoją pielęgniarką. Mężczyzna twierdzi, że jest właścicielem dwóch cennych ptaków. Już w trakcie podróży nasz bohater słyszy plotki o kapitanie portu, jednak nikt nie chce mu wyjaśnić kim on jest. Od swojego gospodarza dowiaduje się, że jest to stworzenie przypominające człowieka, które ich obserwuje. Czy ów kapitan może być niebezpieczny? Jest to moim zdaniem opowiadanie, które najbardziej z całego zbioru przypomina klasyczną opowieść grozy. Wraz z naszym bohaterem zastanawiamy się kim lub czym jest tajemnicza istota i co tak naprawdę świadczy o naszym człowieczeństwie - czyżby emocje, którymi potrafimy się kierować?
    Kolejnym opowiadaniem, które przypadło mi do gustu był "Znak Wenus". Pewien młody człowiek wracając z przyjęcia napotyka na swojej drodze przerażoną dziewczynę. Postanawia jej pomóc, chociaż jego dobra wola zostaje wkrótce wystawiona na próbę - jego nowa znajoma twierdzi, że przeniosła się w to miejsce za pomocą siły umysłu, a tak naprawdę znajduje się w swoim domu oddalonym o dziesiątki kilometrów. Jest to bardzo ciekawe opowiadanie poruszające pewne popularne zagadnienie mianowicie istnienie tzw. ciała astralnego, które może oderwać się od fizycznego i podróżować poza nim. Czy jest to możliwe? Myślę, że nauka jeszcze na bardzo wiele pytań nie zna odpowiedzi i wszystko jest możliwe. Chambers w tym opowiadaniu pokazuje bardzo ciekawy sposób w jaki niby można tego dokonać. 


    Opowiadanie pt. "Z samego dna" najbardziej przypomina klasyczne opowieści o duchach. Pan Shannon spotyka w klubie swojego starego przyjaciela pana Harroda, Wydaje się być on czymś mocno poruszony. Wie, że pan Shannon ma kłopoty finansowe i proponuje mu on swoją pomoc w zamian za przysługę - ma on się zaopiekować pewną dziewczyną. Shannon godzi się na taki układ, jednak wkrótce dochodzi do dziwnej sytuacji - nikt tego wieczoru nie widział pana Harroda, a kelner twierdzi, że pan Shannon jadł sam. Świetne ghost story - klasyczna historia o duchach, nieodpokutowanych winach i chęci pomocy tym, którzy już sami nie są w stanie sobie pomóc.


    Zupełnie innym opowiadaniem jest "Purpurowy cesarz", będący prequelem opowiadania "Posłaniec", które znajduje się w zbiorze "Król w Żółci". Poznajemy w nim historię dwóch fanatycznych entomologów, których rywalizacja doprowadza do tragedii. Mamy tutaj do czynienia raczej z historią kryminalną, a nie taką spod znaku grozy. Jest to ciekawe opowiadanie, jednak mam wrażenie, że bardziej przypadłoby do gustu miłośnikom motyli - dużo jest tutaj raczej naukowych opisów. Ja bardzo lubię oglądać piękne motyle, ale na żywo kiedy latają po łące. Jakoś zawsze zabijanie ich, aby je wystawić w gablotach, wydawało mi się okropne. Wiem, że tutaj stanowią one tło dla opowieści, ale ta historia jako sprawa morderstwa, nie jest jakoś trudna do rozwiązania, dlatego też to opowiadanie trochę mnie rozczarowało. 


    Jednak o wiele bardziej rozczarowało mnie opowiadanie pt. "Wrota Żalu". Zaczyna się świetnie - pewien poszukiwacz złota, chcąc uniknąć linczu z rąk współtowarzyszy, trafia na tajemniczą wyspę, z której prawie nikt nie wrócił żywy. Wydawałoby się więc, że coś groźnego i niebezpiecznego musi na tej wyspie grasować. Naprawdę czytając początkowe opisy z nadzieją wyczekiwałam chyba jakiegoś diabła, który wyskoczy z pudełka 😀. Jednak się zawiodłam - grozy było jak na lekarstwo. Było to bardziej dziwne, niż powodujące gęsią skórkę i rozumiem, że autor gra na emocjach czytelników pewnymi niedopowiedzeniami, jednak tutaj chyba trochę przesadził. 


    Zarówno to opowiadanie, jak i pozostałe z tego tomu, stanowi coś w rodzaju grozy miłosnej. W tych opowiadaniach bohaterowie zazwyczaj zakochują się w raczej nieodpowiednich osobach (łagodnie rzecz ujmując), co zazwyczaj doprowadza do ich zguby. Mistrzem tego rodzaju grozy był oczywiście Edgar Allan Poe i chyba tutaj trochę wyczuwam jego wpływy. Jednak ja nie przepadam za tego typu opowiadaniami, nasiąkniętymi wręcz tragicznym romantyzmem, a tutaj jest tego pod dostatkiem. Jestem romantyczką, jednak mam swoje granice i taka miłosna groza nie do końca mi odpowiada. Dla mnie Romeo i Julia byli głupi, że się zabili - powinni po prostu uciec i dziwię się, że nie wpadli na ten pomysł😀. Jest to oczywiście moje prywatne zdanie i na pewno znajdzie się spora grupa osób, która lubi tego typu historie. Ja chyba jednak wolę konkrety 😉.
    Zazwyczaj sięgając po jakąś pozycję staram się nie nastawiać na coś konkretnego, żeby się nie rozczarować. Jednak jako wielka fanka Lovecrafta trochę miałam nadzieję na opowieści w jego stylu. W "Królu w Żółci" było to trochę bardziej widoczne, ale też nie na tyle na ile się spodziewałam. Tutaj niestety prawie w ogóle tego nie czuć. Może poza opowiadaniem "Kapitan portu", które rzeczywiście było klimatyczne. Według tytułu, my czytelnicy powinniśmy się czuć mrok i strach - mrok może trochę był, jednak strachu nie czułam w ogóle. Jednak chciałabym czytając opowiadania grozy czuć grozę - tutaj jednak tego zabrakło. Nie znaczy to oczywiście, że opowiadania były złe, nie były. Widać w tych opowiadaniach niesamowity kunszt pisarza. Rzeczywiście opowiadania są pełne niedomówień, tragicznej miłości, która doprowadza do zguby, pytań z natury metafizycznej, poświęcenia i żalu za własne winy. Chyba to trochę moja wina, że mało co jest u mnie w stanie wywołać dreszczyk emocji 😀.Ogólnie książka mi się podobała i uważam, że jest bardzo cenną pozycją w Bibliotece Grozy. Dlatego też serdecznie zachęcam, aby się z nią zapoznać.


Bibliografia:
  1. Wikipedia
  2. R.W.Chambers, W mroku i strachu, Wydawnictwo C&T, Toruń 2023, można kupić np. tu: https://bonito.pl/produkt/w-mroku-i-strachu 

czwartek, 2 marca 2023

KSIĄŻKA NA WEEKEND - DOROTHY LEIGH SAYERS

 


    Chociaż pogoda za oknem wydaje się z dnia na dzień coraz lepsza, to jednak nadal potrafi być zimno i nieprzyjemnie. Dlatego też na razie najlepszym rozwiązaniem jest spędzenie przyjemnego weekendu w domu z dobrą książką. Dzisiaj moimi propozycjami są dwa zbiory opowiadań Dorothy L.Sayers. Była ona angielską pisarką kryminałów, uważaną za największą rywalkę Agathy Christie. Stworzyła ona słynną postać detektywa-arystokraty lorda Petera Wimseya. Wydaje się, że w Polsce jednak jej twórczość jest mało znana, z powodu czego bardzo ubolewam. Sayers pisała naprawdę dobre, klasyczne kryminały i myślę, że warto się z nimi zapoznać. Jeśli chodzi o Petera Wimseya, to wygląda na to, że coś się w tej sprawie ruszyło - Wydawnictwo Znak JednymSłowem wydało dwie książki z nim w roli głównej i mają pojawić się kolejne. Jeśli chodzi jednak o opowiadania, to nadal jest to nakład bardzo ubogi. Udało mi się znaleźć tylko dwa cieniutkie zbiory, a przecież było ich o wiele więcej i wszystkie są bardzo wartościowe. Właśnie o nich chciałam dzisiaj napisać. Pierwszym z nich jest:

"Z dowodem z zębach"



    Jest to zbiór pięciu opowiadań o charakterze kryminalnym. Przyznam szczerze, że wszystkie bardzo mi się podobały. W opowiadaniu pierwszym, które jest zarazem tytułowym, głównym bohaterem jest właśnie lord Peter Wimsey. Tym razem rozwiązuje on zagadkę tajemniczej śmierci pewnego dentysty, a dowód jest dosłownie w zębach. Było to moje pierwsze spotkanie z tym bohaterem i bardzo mi się on spodobał. Z jednej jednak strony wydaje mi się, że brak mu geniuszu Sherlocka Holmesa czy Herkulesa Poirot, z drugiej zaś jest bardziej od nich swobodny. I właśnie taki charakter ma to opowiadanie - jest to dosyć luźna i przyjemna historyjka kryminalna. 
    "Dylemat" przedstawia historię grupki znajomych, która postanawia rozważyć tytułowy dylemat moralny, mianowicie czy można poświęcić czyjeś życie dla większego dobra. Przytoczone są tutaj bardzo ciekawe przykłady - szczególnie drugi, o charakterze kryminalnym jest naprawdę wart uwagi. Nie jest to typowa zagadka kryminalna - opowiadanie ma bardziej wymiar moralno-filozoficzny, niemniej jednak porusza bardzo ciekawą kwestię. Powiem szczerze, że nikomu bym nie życzyła aby znalazł się w obliczu takiego wyboru.
    O wiele luźniejsze jest kolejne opowiadanie pt. "Pan Budd wpada na pomysł". Tytułowy bohater jest fryzjerem. któremu jednak ostatnio trochę gorzej się powodzi. Kiedy jednak to jego zakładu trafia poszukiwany przestępca, pan Budd uznaje, że jego los może się odmienić. To opowiadanie podobało mi się najbardziej w całym tomie - to w jaki sposób niepozorny fryzjer załatwił groźnego bandziora jest po prostu genialne.
    W kolejnym opowiadaniu zatytułowanym "Podejrzenie" poznajemy pana Mummery'ego - jest to przeciętny, niczym nie wyróżniający się obywatel. Ma dobrą pracę i ładną żonę, a ostatnio przyjął nową gosposię. Jednak jego całkiem przeciętna egzystencja zostaje zachwiana, kiedy zaczyna się źle czuć, a wkrótce dowiaduje się, że w okolicy może grasować trucicielka. Jest to bardzo ciekawe opowiadanie, które pokazuje, że Sayers naprawdę  potrafiła kreślić wciągającą intrygę. Chociaż jest ono trochę przewidywalne, to i tak uważam je za bardzo dobre. 
    "Pani z lampartami" to ostatnie opowiadanie w tym tomie. I tutaj znów powracamy do poważnych tematów - do czego może się posunąć człowiek, któremu tylko jedna osoba stoi na drodze do wielkiej fortuny? Szczególnie, że ktoś może go wyręczyć. To opowiadanie było trochę brutalne, jednak bardzo dobrze skonstruowane. Pomysł trochę przypominał mi fabułę książki Agathy Christie "Tajemnica Bladego Konia", którą to bardzo lubię, dlatego mi się podobał.
    "Z dowodem w zębach" to zbiór naprawdę świetnych opowiadań. Poza pierwszą historią nie mamy tutaj do czynienia z typowymi zagadkami kryminalnymi, w których detektyw prowadzi śledztwo, aby na końcu zaskoczyć wszystkich błyskotliwą dedukcją. Mamy tutaj opowiadania z wątkiem kryminalnym, jednak jest on często tłem do rozważań o charakterze moralnym, bądź ciekawych i bardzo życiowych wydarzeń. Kończąc tą książkę miałam poczucie niedosytu, że tych opowiadań jest tak mało i pomyślałam, że chcę więcej. Dlatego też sięgnęłam po drugi zbiór opowiadań zatytułowany: 

"Kat poszedł na urlop"

    Ten tytuł już sam w sobie wzbudził moją ogromną ciekawość i miałam nadzieję, że dostanę kilka równie interesujących historii co w "Z dowodem w zębach". Tomik również składa się z pięciu opowiadań. 
    "Człowiek, który znał sposób" to bardzo zaskakujące opowiadanie. Do pana Pendera jadącego pociągiem zagaduje tajemniczy mężczyzna, który twierdzi, że zna sposób na morderstwo doskonałe - wystarczy ofiarę otruć pewną niewykrywalną substancją, kiedy znajduje się w wannie. Nasz bohater oczywiście uznaje tego człowieka za wariata, do czasu kiedy spotyka go na miejscu zbrodni, w którym ofiara umarła w wannie. Muszę przyznać, że intryga w tym opowiadaniu jest naprawdę genialna i zaskakująca - nie spodziewałam się takiego obrotu rzeczy. Nie jest to takie typowe opowiadanie kryminalne, niemniej jednak w bija w fotel.
    Typowymi opowiadaniami kryminalnymi są natomiast dwa kolejne opowiadania, w których mamy do czynienia z kolejnym detektywem-amatorem Montague Eggiem, zdolnym komiwojażerem. W "Fałszywym ciężarku" nasz detektyw-sprzedawca zostaje przypadkowo wplątany w historię morderstwa innego komiwojażera w przydrożnej gospodzie i zaskakuje policję swoją dedukcją. Opowiadanie "Maher Szalal Chaszbaz" bardzo mi się podobało, ponieważ jednym z głównych bohaterów jest pewien dzielny kot, a nasz komiwojażer rozgryza zagadkę pewnego, wydawałoby się genialnie przeprowadzonego morderstwa. Chociaż wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby zabić kogoś w ten sposób, ale autorce należą się naprawdę duże brawa za pomysł. 
    Kolejne opowiadanie również traktuje o kotach, więc jak najbardziej przypadło mi do gustu, bo uwielbiam te piękne zwierzęta i chyba autorka także. I tutaj też jest pewne zaskoczenie, ponieważ ma ono charakter nadprzyrodzony, a przynajmniej tak się wydaje, ponieważ nie wszystko zostało tu dokładnie wyjaśnione. Jest to opowieść o pewnym człowieku, który odwiedza swojego przyjaciela i jego świeżo poślubioną żonę. Jednak idylla zostaje przerwana odkąd naszego bohatera zaczyna prześladować "Cypryjska kocica". Jest to ciekawa historia, w której sami musimy rozważyć co tak naprawdę się stało.
    W ostatnim opowiadaniu pt. "Fontanna nuci w basenie" pan Spiller, bogaty przedsiębiorca, skrywa pewną tajemnicę, którą jednak ktoś zna. Chcąc wydostać się z potrzasku wpada z deszczu pod rynnę. Opowiadanie to stanowi pewien morał - złe uczynki, nawet jeśli ich skutki mogą być dobra, dalej są złe i zostaną ukarane w taki czy inny sposób, niekoniecznie przez wymiar sprawiedliwości.
    "Kat poszedł na urlop" to kolejny przykład na to, że klasyka zawsze będzie w cenie. Dorothy L.Sayers naprawdę była mistrzynią w tworzeniu ciekawych i wciągających wątków. Mamy to nie tylko typowe opowiadania kryminalne, będące gratką na fanów tego typu literatury, ale także takie, które mogą stanowić pewne moralne anegdoty. Jej opowiadania nie muszą być długie, a i tak są bardzo bogate w treść. Wraz z autorką zagłębiamy się nie tylko w świat zbrodnia, ale też ludzkiej psychiki. Bardzo podobały mi się obie pozycje i naprawdę zachęcam do zapoznania się z nimi. Szkoda tylko, że my fani klasycznych kryminałów nie mamy aż takich możliwości sięgnąć do perełek gatunku. Jak już wcześniej wspominałam na szczęście może jest szansa, że coś w tej kwestii się ruszy, ponieważ mają być wydane wszystkie tomy o przygodach lorda Petera Wimseya. Na pewno będę polować na wszystkie. Oby też wszystkie opowiadania tej wspaniałej autorki zostały wydane - bardzo na to liczę, bo myślę że się nie zawiodę.



Bibliografia:
  1. D.L.Sayers, Z dowodem w zębach, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1986
  2. D.L.Sayers, Kat poszedł na urlop, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1987
          Obu książek można próbować szukać na Allegro lub Olx


czwartek, 16 lutego 2023

RILEY SAGER - NOWY KRÓL THRILLERÓW?


    Czasem zastanawiam się, czy nie mam zbyt dużych wymagań co do książek. Dzieje się tak, ponieważ moje poszukiwania książki idealnej często są rozczarowujące. Zazwyczaj jest tak, że książka kompletnie mnie nie wciąga lub przeciwnie - bardzo mnie wciągnęła, ale zakończenie totalnie mi się nie podoba. Ucieszyłam się jednak, gdy ostatnio trochę mi się poszczęściło na tym polu. Całkiem przypadkowo udało mi się trafić na bardzo obiecującą książkę, a mianowicie "Wróć przed zmrokiem" Rileya Sagera. Jest to historia o nawiedzonym domu, więc brzmiało kusząco. Zaczęłam czytać i książka tak bardzo mnie wciągnęła, że nie mogłam się oderwać. Jednak z pewnym niepokojem wyczekiwałam zakończenia - tutaj zazwyczaj następowało u mnie gorzkie rozczarowanie. Na szczęście okazało się, że zakończenie jest jak najbardziej satysfakcjonujące. Odetchnęłam z ulgą - w końcu trafiła mi się książka, która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Zachęcona tym thrillerem postanowiłam sięgnąć po kolejne książki tego autora. Czy było to równie satysfakcjonujące doświadczenie, o tym za chwilę. Riley Sager to pseudonim pochodzącego z Pensylwanii byłego dziennikarza i redaktora. Zadebiutował on powieścią "Ocalone", która szybko stała się światowym bestsellerem. Jego twórczość stanowią thrillery z wątkiem kryminalnym, w których tle pojawiają się zjawiska nadprzyrodzone. 8 lutego miała miejsce premiera jego najnowszej książki pt. "Po drugiej stronie jeziora", o której właśnie chciałam napisać. Zanim jednak do tego przejdę, chciałam przedstawić jeszcze jedną jego fantastyczną książkę. 

"Zamknij wszystkie drzwi"

    
Zachęcona poprzednią książką, dosłownie rzuciłam się na tą niczym pies na kość 😀, oczywiście znów z lekką obawą, że tamta książka stanowiła chlubny wyjątek. Sam opis wydawał się bardzo zachęcający i z chęcią zabrałam się do lektury. Jules Larsen to dziewczyna po przejściach - kiedy była dzieckiem jej siostra zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Teraz rozstała się z chłopakiem i jest bez pracy, więc z radością przyjmuje ofertę opieki nad mieszkaniem w luksusowym apartamentowcu Bartholomew. Dziewczynę nie zrażają ponura sława tego miejsca ani dziwne zasady, które zostały jej narzucone m.in. zakaz przyjmowania gości oraz odzywania się do innych lokatorów. Jules jest zachwycona, że może zaznać trochę luksusu i jeszcze dobrze zarobić. Jednak z czasem zaczyna zmieniać zdanie, ponieważ w budynku zaczynają się dziać dziwne rzeczy - w nocy słychać różne odgłosy, a Jules nie może się oprzeć wrażeniu, że ktoś chodzi po mieszkaniu. Najgorsze jednak dopiero ma nadejść - sąsiadka z dołu, również opiekunka mieszkania, pewnej nocy nagle znika, a Jules dowiaduje się że poprzednia lokatorka jej mieszkania również zniknęła. Wtedy dziewczyna zaczyna zdawać sobie sprawę, że jest w niebezpieczeństwie. 


    Na wstępie chciałam zaznaczyć, że Riley Sager jest naprawdę mistrzem w budowaniu napięcia. Słuchając razem z Jules tajemniczych odgłosów dochodzących z mieszkania, naprawdę czułam dreszczyk emocji i potrafiłam się poczuć tak jak ona - nie wiem czy bym się odważyła wtedy zostać sama w mieszkaniu. Opis przeżyć głównej bohaterki jest naprawdę realistyczny - serio dostawałam gęsiej skórki. Ponadto śledztwo, które ona prowadzi jest naprawdę wciągające - mamy tu wiele ciekawych wątków. Historia jest pomysłowa i dobrze skonstruowana - cały czas zachodzimy w głowę o co tu chodzi. Do tego wpleciony jest jeszcze wątek tajemniczego zaginięcia siostry głównej bohaterki. Oprócz tego postacie i to co się dzieje jest świetnie napisane - książka ani przez moment nie nudzi. Trochę mi to przypominało serial, który bardzo mi się podobał, a mianowicie "Archiwum 81" - tam też był podobny wątek, gdzie dziewczyna zamieszkuje w ponurym apartamentowcu, aby odnaleźć swoją matkę i tam również zaczynają się dziać dziwne rzeczy. I teraz najlepsze - zakończenie jest naprawdę dobre. Owszem może akurat takiego rodzaju grozy się nie spodziewałam, myślałam że o coś innego tutaj chodzi, ale i tak nie przeszkadzało mi to w odbiorze. Uważam, że autor wpadł na ciekawy pomysł. Dlatego też szczególnie polecam zapoznać się z tą książką.

"Dom po drugiej stronie jeziora"


    Teraz chciałam przejść do najnowszej premiery, czyli "Domu po drugiej stronie jeziora". Casey Fletcher jest pogrążona w rozpaczy - jej mąż niedawno utonął w jeziorze Greene. Pod naciskiem matki, która uważa że córka powinna skonfrontować się ze swoją traumą, postanawia na pewien czas zamieszkać właśnie nad tym jeziorem. Kobieta nie ma co za bardzo ze sobą zrobić, więc dla zabicia czasu podgląda sąsiadów przez lornetkę. Jej szczególną uwagę zwracają Tom i Katherine Royce'owie - małżeństwo idealne. Ona piękna była modelka, on bogaty przedsiębiorca. Wydaje się, że mają wszystko. Jednak pewnego dnia Casey ratuje Katherine, która prawie utopiła się w jeziorze. Kobieta zwierza się Casey, że ostatnio bardzo źle się czuje i wygląda na to, że obawia się swojego męża. Casey zaczyna się bardzo poważnie martwić kiedy Katherine znika, a jej mąż dziwnie się zachowuje. Jednak nikt nie chce uwierzyć kobiecie, która przeszła załamanie nerwowe, a ponadto nadużywa alkoholu. Dlatego też Casey postanawia wziąć sprawy we własne ręce. 


Zacznę od tego, że uwielbiam motyw rodem z "Okna na podwórze" - mężczyzna obserwujący przez lornetkę zauważa to czego nie powinien. Temat jest bardzo ciekawy - wiadomo, że podglądanie kogoś jest czynem karygodnym i każdy powinien szanować cudzą prywatność. Jednak myślę, że to nie chodzi tylko o typową wścibskość - jest w tym coś nawet perwersyjnego, jakby dodarcie do pewnych skrywanych przed światem zachowań dawało pewien rodzaj władzy. Tutaj kobieta po dramatycznych przeżyciach, chce przez chwilę pożyć życiem innych, wydaje się doskonałym. Jednak jak wiadomo "nie wszystko złoto co się świeci". Wątek poruszony w tej książce przypomina mi trochę kolejny z moich ulubionych filmów, mianowicie "Co kryje prawda". Sama fabuła jest bardzo ciekawa, a dodatkowo mamy w tle interesującą historię tajemniczych zaginięć młodych dziewczyn. Postacie też są dobrze przedstawione, choć mogą wydawać się trochę schematyczne, co jednak w ogóle nie przeszkadza w odbiorze książki, a wręcz przeciwnie. Jeszcze dodatkowo urzekła mnie piękna i klimatyczna okładka o fantastycznych kolorach. Mogę się przyczepić tylko do dwóch rzeczy. Po pierwsze trochę irytowała mnie główna bohaterka - czasem jej pijackie dywagacje były wręcz żenujące. Po drugie zakończenie - z jednaj strony było ono naprawdę sensacyjne i totalnie się czegoś takiego nie spodziewałam. Jednak moim zdaniem było trochę przekombinowane i przesadzone - miałam ochotę powiedzieć "no serio?". Mimo tego naprawdę bardzo dobrze mi się tę książkę czytało - świetnie się bawiłam, uwielbiam takie historie. 
    Podsumowując książki Rileya Sagera to coś, po co naprawdę warto sięgnąć. Świetnie zbudowane napięcie, wciągające historie, tajemnicze zjawiska, to tylko niektóre cechy jego dzieł. Ten autor potrafi zainteresować czytelnika i podtrzymać to zainteresowanie do ostatniej strony. Niektórym jego książki mogą wydawać się zbytnio sensacyjne, jednak mnie to w ogóle nie przeszkadza. I właśnie ta cecha spowodowała u mnie takie porównanie, że Sager jest trochę jak R.L.Stine dla dorosłych - oczywiście w wersji bardziej ambitnej i poważniej. U Stine'a jest podobnie - trochę suspensu, sensacji i zjawisk nadprzyrodzonych. Dlatego chyba właśnie te książki tak bardzo mi się spodobały i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych.



Bibliografia:
  1. R.Sager, Zamknij wszystkie drzwi, Grupa Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2022, można kupić np. tu: https://bonito.pl/produkt/zamknij-wszystkie-drzwi lub tu: https://www.empik.com/zamknij-wszystkie-drzwi-sager-riley,p1291147588,ksiazka-p
  2. R.Sager, Dom po drugiej stronie jeziora, Grupa Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2023, można kupić np. tu: https://bonito.pl/produkt/dom-po-drugiej-stronie-jeziora lub tu: https://www.empik.com/dom-po-drugiej-stronie-jeziora-sager-riley,p1354517035,ksiazka-p

czwartek, 2 lutego 2023

SERIAL NA WEEKEND - GABINET OSOBLIWOŚCI GUILLERMO DEL TORO



    Jak już wielokrotnie wspominałam jestem fanką klasyki i nie chodzi tylko o kryminały, ale także grozę. Dobry horror musi moim zdaniem mieć ciekawą fabułę - taką, która na tyle wciąga widza, że "jump scare" będzie w stanie go wystraszyć, co często jest nie lada wyzwaniem dla twórców, ponieważ ma być on niespodziewany. Jak jednak wiadomo nie jest łatwo znaleźć dobry horror, dlatego też jeśli pojawiają się filmy, bądź seriale nawiązujące do klasyki, to ja osobiście biorę w ciemno. Tak było z serialem Netflixa pt. "Gabinet osobliwości". Ostatnio trochę zdrowie mi nie dopisywało, więc byłam w stanie tylko wpatrywać się w telewizor, a ten serial miałam od dawna w planie obejrzeć, jednak jakoś brakowało mi czasu. Do obejrzenia go poza samym trailerem przekonało mnie oczywiście to, że kilka odcinków zostało opartych na prozie Lovecrafta oraz sama osoba twórcy, czyli znanego meksykańskiego reżysera Guillermo del Toro, odpowiedzialnego za takie dzieła jak "Labirynt Fauna" czy "Kształt wody". Dlatego też z wielką chęcią zabrałam się za oglądanie. Zazwyczaj staram się podchodzić do tego co oglądam bez jakiś oczekiwań, żeby się nie rozczarować, jednak tutaj nie potrafiłam tego uniknąć, ponieważ Lovecraft to jeden z moich ukochanych pisarzy. Czy serial spełnił moje oczekiwania? O tym poniżej. 

Domenico Remps, Gabinet osobliwości, lata 90. XVII w. Źródło: Wikipedia

    Gabinety osobliwości, czyli tzw. kunstkamera były to zbiory różnorakich dzieł sztuki, antyków, egzotycznych przedmiotów, które swoją popularność osiągnęły w XVI i XVII wieku, chociaż ich początki sięgają czasów średniowiecznych. Wtedy też władcy oraz dostojnicy kościelni mieli w prywatnych skarbcach bardzo często imponujące kolekcje. Gabinet osobliwości cechowała przede wszystkim różnorodność - znajdowały się w nim rzeczy typowe jak dzieła sztuki, czyli m.in. obrazy czy rzeźby, ale także egzotyczne zwierzęta, bądź nawet mityczne atrybuty jak róg jednorożca. Często też odzwierciedlały one postęp w nauce, w danym okresie, a więc znajdowały się w nim także przedmioty odwołujące do odkryć, ale też alchemii czy magii. Z czasem gabinety osobliwości przestały być domeną władców i powstawało coraz więcej kolekcji prywatnych, które cieszyły się wielką popularnością. 
    W serialu Netflixa mamy do czynienia właśnie z takim gabinetem osobliwości, tylko filmowym - składa się on z ośmiu odcinków, z których każdy opowiada inną historię. Na początku każdego odcinka twórca serialu Guillermo del Toro opowiada po krótce o czym będzie dana historia, chyba trochę na wzór Alfreda Hitchcocka w jego słynnym "Alfred Hitchcock przedstawia". Jak na gabinet osobliwości przystało mamy tu naprawdę różnorodność opowieści - od demonów i duchów, po kosmitów. I jak to z różnorodnością bywa jedne odcinki są lepsze, drugie gorsze. 

    

    Najbardziej podobał mi się odcinek drugi pt. "Szczury cmentarne". Poznajemy w nim historię Massana (David Hewlett), który zajmuje się grabieżą grobów. Pewnego razu chcąc spłacić długi, które zaciągnął u niebezpiecznych ludzi, postanawia okraść bogatego zmarłego. Wie, że musi dokonać tego szybko po pogrzebie, ponieważ ostatnio zmarłych często porywają szczury, które zalęgły się na cmentarzu. Kiedy Massan rozkopuje grób, szczury właśnie dokonują swojego dzieła, a on postanawia ruszyć ich śladem, co staje się najgorszą decyzją w jego życiu. Ten odcinek był naprawdę mrożący krew w żyłach - starcie ze szczurami, które od zawsze budziły lęk, klaustrofobiczny klimat tuneli znajdujących się pod cmentarzem oraz tajemnicza krypta wypełniona po brzegi kośćmi. Odcinek ten powstał na podstawie opowiadania Michaela Shea, jednak trochę przywodzi na myśl Lovecrafta - "Szczury w murach" i złowrogi kult.  
    Jeśli chodzi o Lovecrafta to świetnym odcinkiem jest "Dzieło Pickmana", opartym na jego opowiadaniu. Malarz William Thurber (Ben Barnes) poznaje innego uzdolnionego artystę Richarda Uptona Pickmana (Crispin Glover), którego zdolności malarskie są z  pewnością niezaprzeczalne, jednak wyjątkowo makabryczne. Dzieła Pickmana, z których wyziera się makabra, zaczynają mieć straszny wpływ na głównego bohatera i na zawsze zmienią jego życie. Uważam, że ten odcinek jest dosyć dobrą interpretacją opowiadania Lovecrafta. Samo opowiadanie jest dosyć krótkie, dlatego nic dziwnego, że twórcy sporo do niego dodali, żeby mógł powstać cały odcinek, jednak tu wyszło to dobrze i nie razi w oczy. Poza tym naprawdę świetnie jest ukazana tutaj groza charakterystyczna dla całej twórczości mistrza weird fiction - widać, że twórcy dobrze ją rozumieją. Ponadto dobrze prezentuje się gra aktorska Crispina Glovera i Ben Barnesa - tym ostatnim twórcy mnie osobiście mieli już w kieszeni, bo go uwielbiam 😁.


    Jednak niestety sprawa się ma dużo gorzej jeśli chodzi o drugą ekranizację opowiadania Lovecrafta, czyli "Koszmary w domu wiedźmy". Walter Gilman (Rupert Grint) desperacko pragnie skontaktować się z duchem zmarłej w dzieciństwie siostry. Przez to wprowadza się do pokoju w nawiedzonym przez wiedźmę Keziah Mason domu. Nie wie niestety, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo, bowiem wiedźma chce go wykorzystać do własnych celów. Żałuję tej adaptacji, bo to jedno z moich ulubionych opowiadań, a tu mam wrażenie, że wszystko poszło nie tak - motyw siostry nie wiadomo po co, rozwlekła fabuła i zachowanie głównego bohatera często głupie i irytujące. Niestety Rupert Grint mi w ogóle nie pasował na Gilmana i miałam wrażenie, że oglądam "Harrego Pottera", a nie dzieło Lovecrafta. Ponadto wiedźma moim zdaniem powinna być bardziej straszna, a tu w ogóle nie czuło się grozy. Widziałam inną adaptację tego opowiadania i była o wiele lepsza.
    Jednym z odcinków, który też mi się bardzo podobał był pierwszy pt. "Skrytka 36". Przedstawia on historię Nicka Appletona (Tim Blake Nelson), który zajmuje się skupowaniem skrytek magazynowych, których właściciele przestali płacić (częsta praktyka w Stanach, jak ktoś oglądał program "Wojny magazynowe" itp. to wie o co chodzi). Jednak pewnego razu wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę, kiedy kupuje skrytkę, w której znajdują się przedmioty służące do przywoływania demonów. Naprawdę świetny odcinek - mroczny, mrożący krew w żyłach i z bardzo ciekawym zakończeniem stanowiącym pewien morał.
    Jeśli chodzi o pozostałe odcinki to ciekawy był trzeci pt. "Autopsja", choć to był bardziej horror science fiction. Odcinek czwarty pt. "Outsiderka" miał bardzo ciekawy pomysł, jednak trochę zmarnowany. Siódmy był z gatunku dziwnych, a ósmy niestety trochę nudny. Jednak mimo tych kilku minusów uważam "Gabinet osobliwości" za bardzo dobry serial, który naprawdę mnie wciągnął i zainteresował. Myślę, że jest to dobra antologia horroru, a twórcy naprawdę się do niej przyłożyli - jest tu duża dbałość o detale, atmosferę grozy, ciekawą fabułę i różnorodność, aby każdy fan horrorów znalazł coś dla siebie. Ponad to autorzy garściami czerpią z klasyki, co się bardzo chwali. Widać, że Guillermo del Toro jest prawdziwym entuzjastą i czytałam, że ma stworzyć film na podstawie "W górach szaleństwa" Lovecrafta i przyznaję, że nie mogę się doczekać. Podsumowując uważam, że "Gabinet osobliwości" to prawdziwa frajda dla fanów horrorów i mam nadzieję, że powstanie drugi sezon. 



Bibliografia:
  1. Wikipedia.pl
  2. Filmweb.pl
  3. Youtube.com

czwartek, 19 stycznia 2023

SEZON DUCHÓW

 

    Sezon duchów nadal trwa. Poprzednio były duchy nocy wigilijnej, a tym razem możemy rozkoszować się opowieściami o duchach zimową porą, więc aura za oknem jak najbardziej pasuje. Mam tu na myśli jedną z najnowszych pozycji Wydawnictwa Zysk i S-ka pt. "Sezon duchów". Tym razem jest to zbiór ośmiu opowiadań współczesnych autorów. Stanowią one nawiązanie do klasycznych opowieści o duchach. Byłam bardzo ciekawa tej książki, gdyż jak już wcześniej pisałam uwielbiam klasyczne opowieści o duchach. Siadając do lektury zadawałam sobie pytanie, czy współczesnym autorom udało się oddać ducha klasycznych opowieści i dlatego postanowiłam podzielić się swoimi spostrzeżeniami. 
    Pierwszym opowiadaniem i nawet dosyć ciekawym jest "Dom w czerni i bieli" Bridget Collins. Poznajemy w nim historię pewnego człowieka, pasjonata szachów, który postanawia wynająć dom, który właśnie z szachami mu się kojarzy - ma kolory czarno-białe zupełnie jak szachownica oraz drzewa w ogrodzie przycięte są na kształt figur szachowych. Mężczyzna nie wierzy w to, że dom owiany jest złą sławą, dopóki nie zaczynają się dziać dziwne rzeczy - okazuje się, że ktoś niewidzialny zaczyna z nim partię szachów. Nawet podobało mi się to opowiadanie, mimo iż nie do końca wszystko jest w nim wyjaśnione. Jednak atmosfera nawiedzenia towarzyszy nam cały czas i zastanawiamy się dlaczego duch miałby rozegrać partię szachów. Wydaje się, że stoi za tym coś złowrogiego i niewytłumaczalnego. Myślę, że to opowiadanie jak najbardziej oddaje ducha klasycznych opowieści. 


    Następnym ciekawym opowiadaniem jest "Lokator Thwaite'a" Imogen Hermes Gowar. Przedstawia ono historię młodej kobiety, która wraz z małym synem ucieka od męża, który się nad nią znęcał. Ojciec wywozi ją do starej rezydencji Thwaite'ów, aby mogła tam znaleźć tymczasowe schronienie. Już pierwszej nocy kobieta ma wrażenie, że w starej rezydencji ktoś przebywa, chociaż gospodyni uparcie twierdzi, że poza nimi nikogo tam nie ma. Wkrótce nasza bohaterka poznaje historię żony dawnego właściciela, która rzekomo go zostawiła i uciekła. Jednak pewne wydarzenia nakazują jej podać w wątpliwość tę historię. To opowiadanie naprawdę przypadło mi do gustu. Nie tylko pokazuje klasyczną historię o duchach, ale również jej tło socjologiczne - w dawnych czasach mąż mógł bezkarnie znęcać się nad żoną i nikt nie miał prawa go powstrzymywać. Mało tego - nawet ojciec pokrzywdzonej uważał to za normalne. Jest to naprawdę bulwersujące i właśnie ta historia o duchu stanowi swojego rodzaju przestrogę, co uważam za bardzo interesujący zabieg. Serdecznie polecam to opowiadanie. 


    Najlepszym opowiadaniem w tomie jest moim zdaniem "Fotel Chillinghamów" Laury Purcell. Młoda Evelyn, przebywając w gościnie u rodziny Chillinghamów, doznaje wypadku na polowaniu. Nie może za bardzo się ruszać, więc narzeczony jej siostry Victor Chillingham, ofiarowuje jej fotel inwalidzki, który należał do jego zmarłego ojca. Dziewczyna jest mu wdzięczna i trochę źle czuje się z tym, że w przeszłości odrzuciła jego zaręczyny - krążyły bowiem o nim niepochlebne opinie, a poza tym jego brat uciekł w tajemniczych okolicznościach. Dziewczyna martwi się, że przykuta do fotela będzie się strasznie nudzić, jednak nic bardziej mylnego - wokół niej zaczynają dziać się dziwne i niepokojące rzeczy. Jest to naprawdę świetne opowiadanie, w którym główną rolę pełni nawiedzony fotel, który chce opowiedzieć własną historię. Lubię opowieści o nawiedzonych obiektach, choć zazwyczaj są to np. lalki, opętane meble zdarzają się rzadziej, dlatego też bardzo mi się to opowiadanie podobało. Tym bardziej, że nawiedzony fotel ma do opowiedzenia bardzo ciekawą historię i stanowi swojego rodzaju przestrogę, podobnie jak poprzednie opowiadanie. 


    Ostatnim opowiadaniem, o którym chciałabym napisać jest "Odosobnienie" Kiran Millwood Hargrave. Catherine Blake ma wiele powodów do radości - ma dobrego męża, mieszka w pięknej posiadłości i spodziewa się swojego pierwszego dziecka. Jednak mimo to kobieta odczuwa duży niepokój - w okolicy krążą opowieści o wiedźmie Bright, strasznej kobiecie, która podobno zabijała dzieci i zakopywała je w lesie nieopodal. Młoda kobieta jest przerażona, ponieważ zaczyna widywać wiedźmę i boi się, że może ona chcieć zrobić krzywdę jej dziecku. To opowiadanie bardzo mi się podobało z powodu dwóch aspektów. Po pierwsze uwielbiam opowieści o wiedźmach, np. wiedźmie z Blair. Ciekawe jest to jak mocno w folklorze zakorzeniony jest motyw o wiedźmie porywającej dzieci, począwszy od Baby Jagi. Po drugie to opowiadanie porusza pewien bardzo istotny problem, czyli depresję poporodową, z którą zmaga się bardzo wiele kobiet, a często są one osamotnione, ponieważ dużo osób ich nie rozumie. W dawnych czasach tym bardziej kobiety miały ciężko pod tym względem, ponieważ ta choroba nie była w ogóle diagnozowana. Poza tym opowiadanie jest pełne niedomówień i autorka pozostawia nam do oceny, co naprawdę działo się z główną bohaterką. 


     Ogólnie bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Zysk i S-ka wydaje dużo książek o tematyce związanej z duchami, ponieważ uwielbiam takie opowieści. Dlatego też zawsze chętnie sięgnę po tego typu książki. Dobrze też, że jest w nich duża różnorodność, ponieważ dzięki temu na pewno spodobają się różnym czytelnikom. "Sezon duchów" to naprawdę interesująca pozycja, a opowiadania które wymieniłam są świetne. Jednak co mi się za bardzo nie podoba i co zauważyłam w innych tomach o duchach, to pewna nierówność - od super opowiadań, po mocno średnie. Ponad to dużo jest historii z gatunku udziwnionych co też widać w tej książce. Oczywiście są one bardzo dobrze napisane pod względem literackim i nie są nudne. Chodzi o to, że powodują raczej zdziwienie niż dreszczyk emocji. Na przykład opowiadanie pt. "Lily Wilt" Jess Kidd było bardzo ciekawe i wciągające, ale u mnie wzbudziło pewien niesmak. Inne też trochę mało, że tak powiem mają się do duchów. Jednak to jest oczywiście moje subiektywne zdanie i na pewno znajdzie się mnóstwo amatorów takich opowieści. Podsumowując - "Sezon duchów" to naprawdę świetna pozycja i myślę, że fani tacy jak ja będą zadowoleni, a poza tym na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ponadto myślę, że współczesnym autorom naprawdę udało się zachować atmosferę klasycznych opowieści np. takich z XIX wieku. Na pewno też treść jest zgodna z tytułem i opowiadania te umilą długie zimowe wieczory.




Bibliografia:
    

NATASHA PRESTON "PRAWDA CZY WYZWANIE"

    Dzisiaj kolejna powieść znanej pisarki thrillerów Young Adults Natashy Preston pt. "Prawda czy wyzwanie" . Muszę przyznać, że ...