piątek, 22 lipca 2022

NOC KUPAŁY. CZĘŚĆ II - DUCHY


    Wprawdzie Noc Kupały już za nami, jednak dopiero niedawno ukazała się najnowsza pozycja Wydawnictwa Zysk i S-ka traktująca o świecie duchów. To kolejny tom z serii, który opowiada o duchach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych. Książka ta jest zbiorem opowiadań, której patronują obrzędy Nocy Kupały. Składa się ona z dwóch części: pierwsza zawiera opowiadania polskich autorów i stanowi podania i legendy z ziem słowiańskich, w drugiej zaś mamy do czynienia z różnymi zjawiskami nadprzyrodzonymi opisanymi przez pisarzy zagranicznych. Nie są to do końca typowe opowieści o duchach. W części pierwszej są to bardziej legendy, podania, klechdy. W części drugiej występują duchy, ale dużo jest też opowiadań, które z duchami nie mają nic wspólnego. Jednak w tej książce znajduje się wiele ciekawych pozycji i fani niesamowitych historii na pewno nie będą zawiedzeni.
    W części pierwszej przeważają pisarze romantyczni, co mnie osobiście bardzo się podoba, ponieważ jest to dla mnie najlepszy okres w literaturze polskiej. Szczególnie do gustu przypadły mi opowiadania Jana Barszczewskiego i Romana Zamorskiego. Jan Barszczewski był pisarzem tworzącym zarówno w języku polskim jak i białoruskim. Często poruszał tematy nadprzyrodzone, ale pisał też typowe historie z dreszczykiem. W pierwszym opowiadaniu pt. "O Nocy Kupały" są po prostu opisane obrządki z nią związane i stanowi ono swoisty wstęp nie tylko to jego twórczości, ale też do całej książki. Godnymi uwagi są pozostałe opowiadania Barszczewskiego: "Wilkołak", "Znamię na ustach" i "Włosy krzyczące na głowie". 
    Pierwsza historia mówi o pewnym człowieku nazwiskiem Marka, który nigdy się nie weselił. Kiedyś zapytany o to dlaczego jest nieszczęśliwy opowiedział o swoich losach. Okazuje się, że kiedyś jako młody człowiek był bardzo radosny. Jednak zakochał się bez pamięci w dziewczynie imieniem Alona. Niestety, mimo że jego uczucie było odwzajemnione, młodzi nie mogli być razem, ponieważ pochodziła ona z bogatego domu, a on był biedny. Rodzice Alony wybrali dla niej innego męża - Jurę, który nie był dobrym człowiekiem. Podczas wesela dudziarz Arciom namawia Markę, aby napił się z nim. Niestety sytuacja okazuje się być ukartowana i w Marku dokonuje się się straszna transformacja - zamienia się w wilkołaka i ucieka, chowając się w lasach. Taki mijają lata, a w naszym bohaterze coraz bardziej dojrzewa chęć zemsty. Uwielbiam historie o wilkołakach i ta też bardzo mi się podobała, ponieważ jest naprawdę nietuzinkowa, dzięki zaskakującemu zakończeniu. Mimo, iż opowiadanie powstało bardzo dawno temu dobrze się je czyta i jest naprawdę wciągające. Wydaje mi się, ze w literaturze polskiej nie ma dużo opowiadań o wilkołakach, dlatego też tym bardziej mnie ono ucieszyło.


"Znamię na ustach" przedstawia historię dziewczyny imieniem Warka, która była bardzo piękną dziewczynką, jednak urodziła się z niewielkim znamieniem na ustach. Mimo to wszyscy uważali, że nie szpeci ono dziewczynki, a wręcz przeciwnie dodaje jej ono urody. Jednak im bardziej było ono chwalone, tym bardziej rosło, aż zaczęło przybierać zatrważające rozmiary. Podejrzewano, że znamię ma coś wspólnego z matką dziewczynki Praksedą, którą podejrzewano o bycie czarownicą - nigdy nie robiła znaku krzyża, w jej karczmie miały dziać się dziwne rzeczy, np. ponoć widziano tam diabły, a dudziarz który drwił z Warki w stanie niepoczytalności błąkał się po lesie. Czy naprawdę Warka i jej matka zaprzedały duszę diabłu? Tym razem mamy opowiadanie o czarownicach, które też jest ciekawe, wciągające i porusza ważną kwestię. Niestety w dawnych czasach, kiedy ktoś rodził się z jakąś skazą, bądź znamieniem zabobonni ludzie uważali, że pochodzi ono od diabła i taka osoba była często skazana na ostracyzm. Opowiadanie to jest bardzo klimatyczne i mimo, że nie ma tutaj zaskakujących zwrotów akcji, to bardzo przyjemnie się je czyta. 


"Włosy krzyczące na głowie" to ostatnie opowiadanie Jana Barszczewskiego, w którym poznajemy historię człowieka imieniem Henryk, który padł ofiarą własnej głupoty i naiwności. Pochodził on z bogatej rodziny i zawsze go rozpieszczano. Niestety kiedy jego rodzice umarli, roztrwonił on swój majątek. Dlatego też ożenił się z córką rządcy Amelią, która miała spory posag. Mimo, że było to małżeństwo z rozsądku, oboje byli szczęśliwi. Jednak pewnego razu w lesie spotkali dziwnego starca. Człowiek ten od razu nie spodobał się Amelii, a wręcz ją przestraszył, jednak Henryk był nim zafascynowany i zaprosił go do siebie. Z czasem całkowicie uległ obcemu człowiekowi, jakby został przez niego opętany. Niestety miało to mieć straszliwe konsekwencje. W tym opowiadaniu mamy sporo niedomówień i nie wiemy dokładnie co spowodowało tragedię bohatera. Dzięki temu historia w nim przedstawiona jest wręcz magiczna oraz stanowi pewną przestrogę. Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby czyjeś włosy były opętane, więc tym bardziej mi się ono podobało. 
    Roman Zamorski był romantycznym poetą, z zamiłowania etnografem, co bardzo widać w jego twórczości przedstawionej w tej książce. "Strzyga" opowiada o biednym chłopaku imieniem Marcin, który uratował pewnego starca z rąk rozbójników. W ramach podziękowania starzec postanawia mu pomóc zdobyć bogactwo - córka króla Goździka została zrodzona z grzechu i przez to przeklęta, dlatego też zamieniła się w strzygę. Król obiecał bogactwo temu, który ją odczaruje. Chociaż śmiałków było wielu, nikt nie wyszedł żywy ze starcia z groźnym upiorem. Mimo to Marcin postanawia podjąć wyzwanie. To opowiadanie jest typowym podaniem ludowym, mającym korzenie głęboko w słowiańskim folklorze. Strzyga była straszliwym demonem żywiącym się ludzką krwią - jest słowiańskim odpowiednikiem wampira. Co ciekawe w folklorze strzygi są najczęściej demonami żeńskimi, tak jak w tym opowiadaniu, ale nieczęsto stają się nimi z powodu zrodzenia w grzechu. 


Tytułowy "Dobry starosta" był wspaniałym człowiekiem, uwielbianym w swojej wsi, ponieważ zawsze służył radą i pomocą. Dlatego też wszyscy popadli w rozpacz kiedy umarł. Jednak na łożu śmierci obiecał, że raz w roku w Noc Świętojańską będzie wracał, aby dalej służyć pomocą tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Z czasem niestety świat, który zostawił za sobą bardzo się zmienił i mało kto pamiętał o dobrym staroście i znał jego język. Na szczęście znalazł się jeden człowiek - stolarz Maciej, który był Polakiem z Torunia i który postanowił zasięgnąć rady mądrego starosty, co doprowadziło do niesamowitych wydarzeń. To opowiadanie już bardziej pasuje na historię o duchach, ponieważ mamy tu ducha starosty, który jednak nie straszy ludzi, ale wręcz przeciwnie chce im pomóc. Jest to swojego rodzaju przypowieść, która uczy nas o tym, abyśmy wiedli uczciwe życie. 
    Ostatnie opowiadanie Zamorskiego jest związane z wydarzeniami na górze Ślęży, dawniej zwanej "Sobótką". Żyli sobie trzej bracia - synowie bogobojnej wdowy. Dwaj starsi byli mądrzy i wykształceni, a trzeciego uważali za głupca. Kiedy ich matka umarła popadli w rozpacz, ale okazało się, że ratunkiem dla niej jest woda z Góry Sobótki. Jednak żeby się tam dostać trzeba przejść szereg prób i dotychczas nikomu się to nie udało. I tak poszedł najstarszy z braci - nie powrócił. To samo stało się ze średnim. Teraz przyszła kolej na najmłodszego, z którym nikt się nie liczył. Czy uda mu się pokonać Sobótkę? Kolejne opowiadanie, które jest bardziej podaniem, przypowieścią niż opowieścią o duchach. Mamy tu jednak szereg zjawisk nadprzyrodzonych, z którymi główny bohater musi się zmagać. Są to ciężkie i zdradzieckie próby, które są związane z pojawiającymi się dziwami. Jest to bardzo ciekawe opowiadania, chyba najsilniej nawiązujące do słowiańskiego folkloru. 


    W drugiej części książki znajdują się opowiadania zagranicznych pisarzy. Moim zdaniem na szczególną uwagę zasługują te autorstwa Theo Gift oraz Jamesa Granta. Theo Gift to pseudonim pisarki Dorothy Boulger. Przyjaźniła się ona z pisarką Edith Nesbit i dzieliła z nią zamiłowanie do zjawisk nadprzyrodzonych. Opowiadanie pt. "Bez wyjaśnień" przedstawia historię młodego malarza. Pewnego dnia podziwiając przyrodę zabłądził w rozległym parku. W pewnym momencie stanął przerażony, bowiem ujrzał kobietę w staroświeckim stroju, która wydawała się oglądać za siebie jakby była czymś przerażona. Mężczyzna poszedł za nią aby jej pomóc, ta jednak zniknęła. Po dziesięciu latach malarz trafił do Ditchley Abbey, opactwa znajdującego się niedaleko miejsca spotkania dziwnej kobiety, którą mężczyzna rozpoznał na jednym z portretów w galerii. Okazało się, że była to krewniaczka właściciela, żyjąca przed wieloma laty, która zhańbiła rodzinę uciekając ze stajennym. Malarz nie jest jednak przekonany, ponieważ jest pewny, że ją widział i była ona przerażona. Postanawia rozwikłać tą tajemnicę i przywrócić kobiecie jej dobre imię. Jest to typowa historia, które uwielbiam - porządna, staroświecka opowieść o duchach, taka jaka powinna być. Dla fanów klasyki ideał. 


    W drugim opowiadaniu Theo Gift pt. "Melrose Square, numer dwa" mamy do czynienia z nawiedzonym domem. Młoda kobieta wprowadza się do wynajmowanego domu, który od początku wydaje jej się dziwny. Utwierdza się w tym przekonaniu kiedy pewnego wieczoru wyczuwa w pokoju czyjąś obecność - widzi w lustrze tajemniczą kobietę, która jednak znika. Naszą bohaterkę zaczyna to zastanawiać - kiedy wprowadzała się do tego domu wszystkie lustra były zasłonięte. Ponad to służąca - pani Cathers bardzo dziwnie się zachowuje. Czyżby coś ukrywała? Kolejna typowa opowieść o nawiedzeniu i tajemnicy sprzed lat. Ma naprawdę fantastyczny klimat nawiedzonego domu i wiszącego nad nim sekretu. Bardzo dobrze się ją czyta. 


    Innym ciekawym opowiadaniem jest "Zasłonięty portret" Jamesa Granta. Pewien oficer po powrocie z Indii spędza czas w rezydencji swojego przyjaciela i zarazem towarzysza broni. Naszemu bohaterowi bardzo podoba się pobyt, jednak cały czas intryguje go obraz wiszący w bibliotece i zasłonięty kotarą - przyjaciel z jakiś względów nie chce mu go pokazać. Jednak nie może się on oprzeć pokusie i pewnego razu kiedy gospodarza nie ma w domu zerka na tajemniczy obraz - przedstawia on piękną, młodą kobietę. Mężczyzna jest zaintrygowany portretem i uważa, że kryje się za nim jakaś tajemnica. W końcu jego przyjaciel zgadza się opowiedzieć mu historię swojego życia. Nie jest to może szablonowe opowiadanie o duchach - nie mamy tu typowej formy nawiedzenia. Jest to bardziej opowieść o zdradzie, złamanym sercu i karmie, która wygląda na to, że w końcu dopada każdego. Mimo to uważam, że opowiadanie jest ciekawe i zarazem stanowi pewną przestrogę, szczególnie dla kobiet, że miłość jest ślepa i potrafi mocna zranić. 
    Podsumowując książka "Duchy Nocy Kupały" naprawdę mi się podobała, jednak uważam, że jest nierówna. O ile pierwsza część jest naprawdę ciekawa, to druga wypada już gorzej. Przede wszystkim bardzo mi się podobało, że jest tu dużo opowiadań naszych rodzimych pisarzy, które przedstawiają wiele elementów naszego folkloru. Moim zdaniem jest to bardzo ważne, abyśmy kultywowali nasze własne tradycje i doceniali ich bogactwo. Wprawdzie nie są to typowe opowieści o duchach, ale bardziej legendy, podania czy klechdy, ale jednak mają wspaniałą baśniową atmosferę, co naprawdę umila czytanie. Co do drugiej części to poza  opowiadaniami, które wymieniłam to jestem trochę rozczarowana. Nie dość, że nie mają nic wspólnego z Nocą Kupały, to jeszcze w ogóle nic z duchami. Nie wiem, może jako że nigdy nie miałam do czynienia z literaturą chińską to może jej nie rozumiem, ale jakoś mnie nie przekonała. Opowiadanie "Pałac Ramadan-beja" jest podaniem związanym z folklorem arabskim, ale moim zdaniem nie są to "Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy". Opowiadania Oscara Wilde'a zaś jakoś mnie nie zainteresowały. Jednak jest to oczywiście moje prywatne zdanie, w końcu każdy lubi coś innego. Niemniej jednak uważam, że jest to pozycja, z którą warto się zapoznać.


Jeżeli chcecie zapoznać się z Częścią I Nocy Kupały zapraszam: http://www.kryminalgrozatajemnica.com.pl/2022/06/noc-kupay-czesc-i-geneza-i-midsommar_21.html




Bibliografia:



piątek, 8 lipca 2022

CZARNY TELEFON

    Nie wiem jak Wy, ale ja cierpię ostatnio na niedosyt horrorów. Przez to coraz częściej zdarza mi się oglądać stare filmy, ponieważ nowe rzadko kiedy mnie satysfakcjonują. Mimo dużego wyboru filmów m.in. na platformach streamingowych mam wrażenie, że tak naprawdę nie ma w czym wybierać. Może mam za duże wymagania, ale jednak fan horrorów, który wychował się na filmach w stylu "Koszmar z Ulicy Wiązów" czy "Coś", może mieć jakieś oczekiwania. Jak już wcześniej wspominałam lubię horrory, które oddziaływają na emocje, a nie opierają się na jakiś obrzydliwościach w stylu latających flaków, więc już połowa współczesnych filmów odpada. Jednak cały czas mam nadzieję, że trafię na coś ciekawego, bo to się zdarza tylko niestety nie często. Ostatnio przykuł moją uwagę trailer filmu "Czarny telefon". Wydawał mi się on na tyle ciekawy, że postanowiłam się tym filmem zainteresować. Fabuła opiera się na opowiadaniu Joego Hilla pod tym samym tytułem. Oczywiście wiedziałam, że syn Stephena Kinga również jest pisarzem i pisze horrory, ale do tej pory nie miałam styczności z jego twórczością. Bo właśnie Joe Hill jest pseudonimem Josepha Hillstorma Kinga. Przyznaję się bez bicia, że nie jestem wielką fanką twórczości Kinga, a może jako miłośniczka horrorów powinnam. Ja jednak wolę klasykę w stylu Stokera czy Lovecrafta, a książki Kinga nie do końca do mnie przemawiają, chociaż podobały mi się "Carrie" i "To". Zdarzyło mi się przeczytać też inne jego książki, jednak jak dla mnie są trochę ciężkie dla psychiki. Jednak trailer filmu "Czarny telefon" rozbudził moją ciekawość co do twórczości jego syna. Wydaje mi się, że bycie synem tak sławnego autora, samemu będąc pisarzem nie jest łatwe, ponieważ człowiek może się obawiać, że zawsze będzie porównywany do słynnego ojca. Mimo to wydaje się, że jego synowi też udało się osiągnąć sukces - w końcu nakręcono film na podstawie jego opowiadania. 
    "Czarny telefon" znajduje się w zbiorze opowiadań pt. "Upiory XX wieku". Opowiada on historię trzynastoletniego Johna Finneya, który został porwany przez grubego mężczyznę imieniem Al, który dorabiał jako clown (co mi przypomina Johna Wayne'a Gacy'ego). Finney nie jest pierwszą ofiarą Ala - grasuje on od kilku lat i porywa nastoletnich chłopców. Niestety żadnego z nich nie odnaleziono. Finney doskonale zdaje sobie z tego sprawę i jest przerażony. W piwnicy, w której porywacz więzi swoją ofiarę znajduje się stary, czarny telefon, który mimo tego że jest zepsuty, zaczyna dzwonić. Kiedy Finney odbiera okazuje się, że po drugiej stronie odzywa się jeden z porwanych chłopców, który chce mu pomóc. Czy Finneyowi uda się uciec z rąk porywacza mając taką pomoc? Opowiadanie to spodobało mi się, ma bardzo ciekawy wątek z pomocą zza światów. Niestety porwań dzieci jest bardzo dużo w true crime i dobrze jest wierzyć, że można je uratować. "Czarny telefon" to krótkie opowiadanie, ponieważ liczy sobie 25 stron i można było ten wątek znacznie rozszerzyć, co zrobili twórcy filmu, a był on naprawdę fantastyczny. 


Tak jak w opowiadaniu bohaterem jest Finney, który zostaje porwany przez seryjnego mordercę i dzięki komunikacji z duchami porwanych chłopców przez czarny telefon, postanawia podjąć walkę. Zacznę od tego, że film o wiele bardziej rozbudowuje fabułę opowiadania: mamy tu wątek przyjaciela Finneya Robina, który to ostatecznie wzbudza w bohaterze chęć walki. Ważna jest też postać siostry Finneya Gwen, która ma nadprzyrodzone zdolności - widzi działania porywacza w swoich snach (w opowiadaniu miała na imię Susannah i nie miała żadnych zdolności). To ona postanawia za wszelką cenę odnaleźć brata nie patrząc na gniew ojca, który stara się stłumić w niej te zdolności, ponieważ jej matka z ich powodu popełniła samobójstwo. Porywacz nie jest obleśnym grubasem, tylko groźnie wyglądającym człowiekiem w masce diabła, który chce zagrać ze swoją ofiarą, aby ją torturować psychicznie. Dzięki temu Finney ma więcej czasu na podjęcie prób ucieczki oraz duchy zmarłych chłopców mogą mu więcej przekazać. Wiem, ze niektórzy mogą uznać ten pomysł za nieco sztampowy, ale mnie się bardzo podobał - szczególnie wzruszający był wątek wsparcia Finneya przez jego przyjaciela Robina i zmotywowanie go do walki. Myślę, że to pokazuje, że nigdy nie można się poddać i nawet jeśli człowiek nie ma pewności siebie i sam siebie nisko ocenia, zawsze potrafi znaleźć z sobie siłę, aby przeciwstawić się oprawcom - co jest ważne np. kiedy dochodzi do znęcania się nad słabszymi. Zakończenie też bardzo mi się podobało i było naprawdę satysfakcjonujące. Ogólnie naprawdę był to świetny film, mający trochę jumpscare'ów, ciekawą fabułę, fajny klimat lat siedemdziesiątych i naprawdę świetnie rozbudowanie wątków z opowiadania. Uważam, że naprawdę warto obejrzeć.   
    Jako, że przeczytałam opowiadanie "Czarny telefon" postanowiłam zapoznać się też z pozostałymi opowiadaniami ze zbioru "Upiory XX wieku" i szczerze powiedziawszy nie są to moje klimaty. Chociaż owszem uważam, że książka jest bardzo dobrze napisana i dla fanów takiego typu grozy jest na pewno ciekawa i wciągająca. Ja jednak preferuję zupełnie inny typ horrorów. Tutaj podobnie jak u Kinga wydaje mi się, że pewne rzeczy są dziwne,  abstrakcyjne i takie nawet trochę obrzydliwe. Jednak opowieść o nadmuchanym chłopcu, zamianie w robala lub latającej pelerynie do mnie nie przemawia, ale jeszcze raz podkreślam, że jest to moje subiektywne odczucie, ponieważ wolę typowe opowieści o duchach. W żadnym stopniu nie umniejszam Hillowi jako pisarzowi, ponieważ uważam, ze to bardzo zdolny i ciekawy twórca. Jednak kilka opowiadań było nawet w miarę dla mnie, więc chciałam o nich napisać. 


    Pierwszym opowiadaniem wartym uwagi jest "Najlepszy nowy horror". Bohaterem jest wydawca serii Najlepszy nowy horror Eddie Carroll. Pewnego razu dostaje on list od profesora filologii angielskiej Harolda Noonana, aby zwrócił uwagę na opowiadanie niejakiego Petera Kilrue. Opowiadanie to pt. "Chłopiec z broszkami: historia miłosna" wzbudziło w środowisku Noonana kontrowersje, przez co on sam musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Jednak mimo tego uważa dzieło Kilrue'a za genialne i dlatego chciałby, aby Carroll się z nim zapoznał. Ten postanawia je przeczytać. Opowiada ono o pewnej dziewczynie imieniem Cate, która zostaje porwana przez nieznanego sprawcę, który więził już młodego chłopaka, któremu wyłupił oczy i zastąpił broszkami. Chociaż dziewczynie udaje się uciec, niestety też zostaje oszpecona i trudno jej wrócić do normalnego życia. Po latach jednak koszmar wraca. Eddie jest tak zafascynowany opowiadaniem, że za wszelką cenę chce poznać jego twórcę. Jednak ta decyzja okaże się tragiczna w skutkach. Z jednej strony to opowiadanie jest brutalne, a nawet obrzydliwe, z drugiej jednak w jakiś sposób wciągające. Podobał mi się motyw chłopca z broszkami i związana z nim historia Cate. Jest w tym też pewien nieoczekiwany zwrot akcji. Co do reszty opowiadania to jest raczej ciężkie i trochę niesmaczne, ale pomysł jest nawet ciekawy. 
    Kolejnym opowiadaniem, które nawet przypadło mi do gustu jest "Między bazami". Wyatt, pracownik wypożyczalni video (tak było kiedyś coś takiego :-) zostaje zwolniony z powodu ordynarnego zachowania wobec koleżanki z pracy. Kiedy wraca do domu, rozmyślając nad swoim życiem, natrafia na samochód niejakiej pani Prezar. Od pierwszej chwili jest bardzo zaniepokojony - drzwi kierowcy są otwarte na oścież, śpiące z tyłu dziecko wygląda na chore, a kobieta siedząca z przodu trzyma poważnie rannego syna. Kobieta mówi Wyattowi, że napadł ich mężczyzna z nożem w ręku, ranił jej syna, a potem uciekł. Jednak boi się, że napastnik dalej może czaić się w pobliżu. Wyatt chce wezwać pomoc, jednak kobieta boi się, że szalenie z nożem wróci. Jednak coś tej całej scenie poważnie niepokoi naszego bohatera, a nawet jeszcze nie przypuszcza z jaką makabrą przyjdzie mu się zmierzyć. Podobało mi się to opowiadanie, bo nie jest to typowy horror, bardziej taki z wątkiem kryminalnym. Rozwiązanie sprawy jest dosyć ciekawe i nieoczekiwane, a nawet przypomina trochę historie true crime, które bardzo lubię czytać. 
    Ostatnim opowiadaniem, które przykuło moja uwagę jest "Ostatnie tchnienie". Opowiada one historię pewnej rodziny - rodziców z dzieckiem, którzy postanawiają odwiedzić dosyć makabryczne muzeum. Znajdują się w nim nietypowe eksponaty - szklane kolby, w których znajdują się ostatnie oddechy różnych ludzi. Do każdej przymocowane są słuchawki, aby odwiedzający mogli posłuchać jak brzmi ostatnie tchnienie. Znajdują się tu oddechy m.in. znanego zbrodniarza, byłej miss, czy nawet samego Poego. Odwiedzający i jego syn wydają się zafascynowani makabrycznym muzeum, jednak matka jest przerażona. Co można usłyszeć wsłuchując się w ostatnie tchnienie człowieka? Czyżby ulatującą z niego duszę? To opowiadanie podobało mi się najbardziej z całego tomu, nie licząc "Czarnego telefonu", ponieważ najbardziej przypomina mi klasyczny horror, który lubię najbardziej. Pomysł zamykania ostatnich oddechów ludzi ma w sobie coś makabrycznego, a zarazem fascynującego. Gdyby tak mogły one nam zdradzić tajemnice życia i śmierci. Myślę, że ten pomysł jest bardzo ciekawy i szkoda, że opowiadanie jest tak krótkie, ponieważ można by go z powodzeniem rozwinąć. 
    Podsumowując - Joe Hill jest zdolnym i utalentowanym pisarzem i dziwi mnie, że jest mniej znany od swojego ojca. O tym o czym pisze usłyszałam dopiero dzięki filmowi "Czarny telefon". Nie jest to może mój typ prozy, ale uważam że czasem człowiek powinien przeczytać coś zupełnie innego niż do tej pory, aby nie ulegać pewnej stagnacji. Warto jest sięgnąć po inny typ literatury, aby poszerzać swoje horyzonty. Nie żałuję, że przeczytałam "Upiory XX wieku", ponieważ dużo wniosły do mojej książkowej egzystencji i polecam je każdemu, kto lubi trochę bardziej abstrakcyjną grozę. Polecam też obejrzeć "Czarny telefon", gdyż stanowi on miłą odmianę od zwykłych szarych horrorów, którymi jesteśmy ostatnio raczeni przez twórców. Miejmy nadzieję, że powstanie więcej takich filmów. 



Bibliografia:
  1. Wikipedia
  2. J.Hill, Upiory XX wieku, Wydawnictwo Albatros, Opole 2009, można kupić na Allegro, inną wersję można kupić np. tu: https://www.empik.com/upiory-xx-wieku-hill-joe,p1259576504,ksiazka-p , https://www.empik.com/czarny-telefon-hill-joe,p1286108451,ksiazka-p lub tu: https://bonito.pl/produkt/upiory-xx-wieku , https://bonito.pl/produkt/czarny-telefon

wtorek, 21 czerwca 2022

NOC KUPAŁY. CZĘŚĆ I - GENEZA I MIDSOMMAR


   Dzisiaj przypada Noc Kupały, czyli jedno z najważniejszych słowiańskich świąt, które związane jest z letnim przesileniem Słońca. Przypada ono właśnie w najkrótszą noc w roku czyli z 21 na 22 czerwca. Do napisania tego postu zainspirowała mnie książka "Duchy Nocy Kupały" - zbiór opowiadań Wydawnictwa Zysk i S-ka, która dopiero będzie miała swoją premierę i napiszę o niej w drugiej części. Dziś chciałam przybliżyć genezę tego święta i zająć się jego znaczeniem. 
    Noc Kupały jest to święto przesilenia letniego zwana w Polsce także Sobótką lub palinocką. Z nazwą Sobótka wiąże się pewna legenda - miało to być imię pięknej dziewczyny, która w noc powrotu narzeczonego zginęła od strzału w serce. Była też obchodzona w krajach anglosaskich, germańskich oraz przez ludy bałtyckie. W dawnych czasach uważano, że jej nazwa pochodzi z języka ruskiego i oznacza kąpiel, jednak obecnie uważa się, że było to nieprawdziwe założenie, a słowo to oznacza po prostu grupę, zgromadzenie. W czasach przedchrześcijańskich pogańskie obrzędy były bardzo popularne wśród Słowian, ale też innych ludów. Dlatego też kiedy dochodziło do chrystianizacji, Kościół wcale nie miał łatwego zadania - ludzie stawiali opór przed nowymi obrzędami. Dlatego też postanowiono pozostawić niektóre święta pogańskie i po prostu zastąpić je chrześcijańskimi, aby łatwiej mogło dojść do asymilacji. Tak też stało się z Nocą Kupały, która przekształciła się w Noc Świętojańską - jako, że uważano jej pochodzenie związane z kąpielą, a św. Jan chrzcił z wody. Dlatego my dziś jesteśmy zaznajomieni z Nocą Świętojańską, która przypada 23 czerwca. Jako, że pogańskie święta były zwalczane przez Kościół nie mamy o Nocy Kupały zbyt wielu informacji. Co ciekawe jest poświęcona nie tylko wodzie, ale też równie silnemu żywiołowi, czyli ogniu. Nawet można powiedzieć, że ten żywioł był na pierwszym miejscu i również miał właściwości oczyszczające. W czasie Nocy Kupały palono więc ogniska np. na polanach lub nad brzegami zbiorników wodnych. Następnie ogień zalewano wodą - oznaczało to, że płonący święty ogień jest niszczony przez człowieka i należało go oczyścić, aby uzyskać nowy. Był on symbolem rodzącej się miłości oraz ochrony ludzi od nieszczęść i chorób. Wierzono, że nowy oczyszczony święty ogień będzie obecny do następnej Sobótki w siedzibach ludzkich, aby je chronić. Aby się oczyścić skakano przez ognisko, rzucano do niego zioła i kwiaty oraz przepędzano przez nie bydło. Następnie urządzano przy ogniskach zabawy i tańce, co jako że było to też święto płodności, mogło kojarzyć się z rozwiązłością, prawdopodobnie niesłusznie, gdyż Słowianie kierowali się surowymi zasadami.

Jeśli chodzi o wodę, to dziewczęta puszczały na rzece wianki, aby dowiedzieć się jak szybko wyjdą za mąż - jeśli wyciągnął go kawaler to dziewczyna miała szansę wyjść szybko za mąż, jeśli nie to mogła sobie poczekać trochę 😀. Gorzej kiedy wianek zatonął lub się zaplątał, bo to mogło oznaczać, że zostanie starą panną. Zwyczaj ten przetrwał nawet do dziś w czasie obchodów Nocy Świętojańskiej. Co ciekawe w czasie Nocy Kupały chętnie kojarzono nowe pary i nawet pozwalano młodym na spacer po lesie, w czasie którego poszukiwali kwiatu paproci. Był to magiczny kwiat, który gwarantował znalazcy bogactwo i pomyślność. Kwitł on tylko raz w roku, właśnie w czasie przesilenia letniego. Nie było go łatwo zdobyć, bo występował bardzo rzadko i strzegły go okropne straszydła. 
    W czasie Nocy Kupały odprawiano także różne wróżby - wróżono głównie z ziół takich jak rumianek, dziki bez czy szczypiorek. Innym przesądem związanym z Nocą Kupały jest to, że dopiero po tym święcie można było bezpiecznie zażywać kąpieli - wcześniej w wodzie czaiły się demony jak wodnice czy utopce. Dopiero kiedy woda została poświęcona i oczyszczona traciły one swoją moc. Ten obyczaj tez przetrwał za sprawą Nocy Świętojańskiej, kiedy woda była bezpieczna dopiero dzięki Janowi Chrzcicielowi. 
    Oczywiście my teraz bardziej znamy Noc Świętojańską, która nadal w niektórych miastach jest hucznie obchodzona i mam nadzieję, że tak pozostanie ponieważ w ostatnim czasie obserwujemy zanikanie tradycji, a myślę że ich kultywowanie jest bardzo ważne dla naszej ojczystej kultury. 
    Jak już wcześniej wspominałam Noc Kupały obchodzona była nie tylko wśród narodów słowiańskich, ale także germańskich. Nie wiem jak obecnie tam to wygląda, ale widać musi nadal istnieć jakaś tradycja, gdyż zainspirowali się nią twórcy horroru pt. "Midsommar. W biały dzień" z 2019 r.  

Młoda dziewczyna imieniem Dani (Florence Pugh) w tragicznych okolicznościach straciła rodzinę. Ma nadzieję na wsparcie ze strony swojego chłopaka Christiana (Jack Reynor), ale stosunki między nimi ostatnio się ochłodziły. Chcąc naprawić ich relacje Dani decyduje się wybrać z nim i jego kolegami na wycieczkę do Szwecji. Jeden z nich Pelle (Vilhelm Blomgren) wychował się w komunie i właśnie tam chce zabrać swoich kumpli. Kiedy docierają do małej wioski wszystko wydaje się idylliczne: miejscowi żyją w zgodzie z naturą, każdy troszczy się o drugiego, życie wypełnione jest spokojem i harmonią. Dani i jej przyjaciele poznają także innych turystów Simona i Connie, którzy również są zachwyceni atmosferą wioski. Jednak z czasem przybysze mają wrażenie, że coś jest nie tak - członkowie komuny oddają się dziwnym rytuałom, które z czasem stają się naprawdę niepokojące i zachowują się jakby coś ukrywali. Ponad to pewnej nocy Simon przepada bez śladu. Jeden z kolegów Christiana Josh (Willian Jackson Harper) zaczyna podejrzewać, że grozi im poważne niebezpieczeństwo. Jest to bardzo ciekawy film, inny od wszystkich horrorów jakie oglądałam, gdyż dominuje w nim światło, a nie jak zazwyczaj mrok. Mimo, że mamy jasne krajobrazy, to od początku można wyczuć pewien niepokój. Akcja tutaj nie jest wartka, ale przeprowadzona spokojnym trybem, bo nie jest to horror opierający się na jumpscare'ach, bardziej na tym że coś z pozoru piękne i idylliczne, okazuje się być złowrogie. "Midsommar" jest może trochę przewidywalny, niektóre postacie są irytujące (np. chłopak głównej bohaterki, moim zdaniem straszny samolub) i nie jest bardzo straszny, ale pomysł na jaki wpadli twórcy jest naprawdę ciekawy i warty obejrzenia. Polecam. 

    Kolejnym ciekawym filmem nawiązującym do tematu jest "Przesilenie" z 2008 r. 

Megan (Elizabeth Harnois) stara się dojść do siebie po tragicznej śmierci swojej siostry bliźniaczki Sophie, która odebrała sobie życie. Dlatego też postanawia wraz z przyjaciółmi wybrać się do domu rodziców, który znajduje się nad jeziorem w Luizjanie, aby tam wypocząć. Trwa właśnie letnie przesilenie, a według miejscowych legend jest to pora kiedy duchy mogą komunikować się ze światem żywych. Od przyjazdu Megan odczuwa czyjąś obecność i zaczynają się dziać niepokojące rzeczy - światła same gasną i zapalają się, ktoś zostawia w domu błotniste ślady, a Megan ma mroczne wizje. Z czasem zaczyna wierzyć, że to jej zmarła siostra próbuje się z nią porozumieć i wyjawić przyczynę swojego samobójstwa, gdyż do tej pory nie wiadomo dlaczego to zrobiła. Przyjaciele martwią się o Megan, a były chłopak Sophie Christian (Shawn Ahmore) patrzy na to wszystko sceptycznie. Mimo to Megan postanawia za wszelką cenę dojść do prawdy. Czy śmierć Sophie może mieć jakiś związek z zaginięciem dziewczynki z sąsiedztwa? Jest to dosyć ciekawy horror oparty na interesującym pomyśle, gdyż kontakt z duchami jest raczej powszechnie wiązany z Halloween, niż z letnim przesileniem. Tutaj jednak jest inaczej i myślę, że ten pomysł został dobrze wykorzystany. Nie jest to może ambitny horror, raczej nie bardzo straszny, ale uważam że jest całkiem przyjemny i godny uwagi. Polecam. 

 Ciąg dalszy nastąpi...



 Bibliografia:

  1. Wikipedia

  2. L.J.Pełka, U stóp słowiańskiego parnasu. Bogowie i gusła, Wydawnictwo Replika 2021, można kupić np. tu: https://www.empik.com/u-stop-slowianskiego-parnasu-bogowie-i-gusla-pelka-leonard-j,p1276292177,ksiazka-p lub tu: https://bonito.pl/produkt/u-stop-slowianskiego-parnasu-bogowie-i-gusla



piątek, 10 czerwca 2022

KSIĄŻKA NA WEEKEND - KLASYKA KRYMINAŁU, CZYLI CIEMNA JASKINIA, MORDERSTWO W WRIDES PARK I MISTRZOWIE ZBRODNI

 

     Mimo, ze pogoda za oknem coraz bardziej się poprawia, to jeszcze jest daleka od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni w czerwcu. Najchętniej chciałoby się spędzić czas na świeżym powietrzu wraz z promieniami słonecznymi. Jeśli ktoś wyjeżdża na weekend lub na wczasy to oczywiście świetnym pomysłem jest wziąć ze sobą ciekawą lekturę np. do czytania w pociągu lub na plaży. Jeżeli nigdzie się nie wyjeżdża zawsze można wziąć książkę ze sobą do parku lub jeśli pogoda nie rozpieszcza ( a w weekendy często się tak niestety dzieje) można zostać w domu z ciekawą lekturą. Chodzi mi o to, że oczywiście wakacje są przeznaczone głównie na aktywności fizyczne, to też można się zrelaksować przy miłej lekturze. Ja ostatnio miałam ochotę na typowe, klasyczne kryminały w stylu Agathy Christie. Jako, że jej książki przeczytałam już chyba setki razy, cały czas poszukuję takich, które byłyby choć trochę podobne, ponieważ je uwielbiam. Jestem jej absolutną fanką i dla mnie nikt jej nie dorówna, ale czasem też lubię sięgnąć po coś innego, bo w życiu potrzeba nam różnorodności abyśmy się rozwijali. Dlatego też ostatnio udało mi się znaleźć trzy ciekawe propozycje, które powinny zadowolić fanów klasycznego kryminału.
    Pierwszą ciekawą propozycją jest książka Macieja Słomczyńskiego pt. "Ciemna jaskinia". Maciej Słomczyński był polskim pisarzem i tłumaczem żyjącym w latach 1920-1998. Najbardziej znany jest z  kryminałów, które pisał pod pseudonimem Joe Alex. Jednak jak się okazuje nie były to jego jedyne kryminały. 



Akcja powieści dzieje się w Porębie Morskiej, do której przybywa młody lekarz Tadeusz Mroczek wraz z żoną Haliną, aby objąć w posiadanie dom, który dostał w spadku po stryju. Jego stryj Stanisław Mroczek był sędzią i zginął w wyniku utonięcia. Tadeusz nie znał dobrze swojego krewnego, ponieważ ten dawno temu pokłócił się z jego ojcem. Mężczyzna dowiaduje się od miejscowego notariusza Jerzego Goldsteina, przyjaciele zmarłego, że stryj miał w zwyczaju codziennie odbywać kąpiele w Bałtyku. W jego domu została tylko gospodyni, pani Weronka która obiecała pomagać nowym właścicielom. Młodzi próbują się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu jednak coś im w tym w gwałtowny sposób przeszkadza - przez przypadek odnajdują szkielet zamurowany w ścianie. Małżonkowie są przerażeni i postanawiają nikomu nie przyznać się do znaleziska, ale spróbować rozwiązać zagadkę na własną rękę. W papierach stryja odnajdują jego notatki, w których mowa jest o dawnym burmistrzu miasta, który okazał się być zbiegłym zbrodniarzem wojennym. Czyżby to jego zwłoki zostały zamurowane w ścianie? I dlaczego? Ponad to kiedy Mroczkowie wypływają w morze łodzią stryja, okazuje się że łódź przecieka i zostają cudem uratowani przez miejscowego komendanta Żelechowskiego. Później wychodzi na jaw, że łódź została celowo uszkodzona. Czyżby ktoś dybał na ich życie, ponieważ odkryli mroczną tajemnicę? Mroczkowie zaczynają mieć też wątpliwości czy stryj naprawdę zginął w wypadku, czy ktoś go zamordował. Okazuje się, że jako sędzia miał wielu wrogów, nawet wśród najbliższych sąsiadów. Jednak jaki to ma związek ze szkieletem w ścianie? I jak bardzo mroczna tajemnica tkwi w przeszłości małego miasteczka? 


Już na wstępie chciałam zaznaczyć, że uwielbiam książki z Joe Alexem, dlatego też z wielką przyjemnością sięgnęłam po "Ciemną jaskinię". I się nie zawiodłam. Książka jest bardzo intrygująca i wciągająca, a akcja naprawdę wartka. Dodatkowym atutem jest ciekawy wątek z nazistowskimi zbrodniarzami z czasów II wojny światowej - prawie do końca powieści nie wiemy, czy ta historia jest rozwiązaniem zagadki. Samo zakończenie jest satysfakcjonujące, choć trochę brakowało błyskotliwej dedukcji Joe Alexa - uwielbiam kryminały, gdzie na końcu detektyw przedstawia sposób w jaki doszedł do prawdy. Jednak mimo tego książka bardzo mi się podobała i żałuję, że Maciej Słomczyński nie jest tak bardzo rozreklamowany w Polsce jak powinien - w końcu powinniśmy być dumni z naszych rodzimych pisarzy, a w jego przypadku jest z czego. Serdecznie polecam tą książkę, jak i jego całą twórczość, ponieważ są naprawdę na wysokim poziomie.
    Kolejną ciekawą propozycją jest "Morderstwo w Wrides Park" Josepha Smitha Fletchera. Był on brytyjskim dziennikarzem i pisarzem, głównie autorem kryminałów, popularnym w Stanach Zjednoczonych.


Narratorem powieści jest niejaki Ronald Camberwell, który zostaje zatrudniony na stanowisku sekretarza przez Christophera Nicholasa. Udaje się więc do jego posiadłości Wrides Park, którą Nicholas odziedziczył po zmarłej niedawno ciotce. Wrides Park zamieszkiwał tylko pan Nicholas, jego siostrzenica panna Starr oraz służba. Dni mijają Ronaldowi bardzo spokojnie, jego obowiązki nie są wyczerpujące i młody człowiek jest bardzo zadowolony ze swojego zajęcia, a poza tym polubił pana Nicholasa, który jest człowiekiem spokojnym i kulturalnym. Niestety wiejska sielanka zostaje przerwana pojawieniem się mężczyzny nazwiskiem Dengo - pewnego razu przyjeżdża do Wrides Park i zachowuje się bardzo wulgarnie oraz bezczelnie. Camberwell jest pewien, że pan Nicholas da mu ostrą odprawę, ale ku jego zdziwieniu mężczyzna jest przestraszony i całkowicie ulega nieciekawemu przybyszowi. Pan Nicholas wychodzi z tajemniczym Dengo i wraca późno w nocy wyraźnie roztrzęsiony. Jakiś czas później zwłoki Dengo zostają odnalezione w parku i podejrzenie od razu pada na pana Nicholasa, tym bardziej że nie chce on powiedzieć skąd zna mężczyznę i co dokładnie robił po wyjściu z nim.


Ronald nie wierzy w winę pracodawcy i wraz z prywatnym detektywem Chaneyem, postanawia rozpocząć własne śledztwo. Szybko udaje im się odkryć, że Dengo to fałszywe nazwisko, a mężczyzna który je przybrał był zamieszany w nieciekawe interesy. Camberwell coraz bardziej martwi się o pana Nicholasa, gdyż wygląda na to że wulgarny przybysz go szantażował. Jaki sekret ukrywa szanowany dziedzic i czy aby na pewno prawda jest w stanie go uratować? Jest to typowy klasyczny kryminał, w którym mamy do czynienia z tajemniczym morderstwem i wieloma poszlakami, a prawda nie jest tak oczywista jak się wydaje. Książka jest ciekawa, śledztwo wciąga i bardzo chcemy dowiedzieć się o co tu naprawdę chodzi. Może samo rozwiązanie nie jest bardzo spektakularne pod kątem ułożenia poszlak w jedną całość, gdyż wydaje mi się, że nie wszystkie wątki dokładnie wyjaśniono, jednak jest satysfakcjonujące. Jeśli ktoś lubi spokojną konwencję starego kryminału to książka idealna dla niego. 
    Ostatnią propozycją na weekend jest książka pt. "Mistrzowie zbrodni" Ngaio Marsh. Była ona nowozelandzką pisarką i reżyserką teatralną. Bohaterem tej powieści, jak i pozostałych kryminałów tej autorki jest detektyw Roderick Alleyn. Pewnego razu zostaje wezwany do domu słynnej malarki Agathy Troy, gdzie doszło do tragicznego w skutkach wypadku - młoda modelka Sonia Gluck pozowała studentom panny Troy na wymyślonej w konwencji teatralnej konstrukcji.


Dziewczyna została nabita na wystający nóż, który oczywiście miał być tylko elementem scenografii. Niestety młoda kobieta straciła życie. Wraz z postępem śledztwa inspektor Alleyn zauważa, że nóż został umieszczony celowo, a modelka podpadła bardzo wielu osobom i dlatego każdy ma motyw. Najbardziej podejrzanym wydaje się jej chłopak Wolf Garcia, którego nie można nigdzie namierzyć. Jednak ta sprawa ma wiele wątków, dlatego każdy jest podejrzany. Dlatego też inspektor ma problem, gdyż darzy uczuciem pannę Troy, a ona też miała motyw. Czy winnym jest zaginiony rzeźbiarz, czy ktoś zupełnie inny, kto chowa się w cieniu? Przed inspektorem Allleynem bardzo trudne zadanie, które może namieszać także w jego życiu uczuciowym. Pomysł na intrygę w tym kryminale przypadł mi do gustu, ponieważ zbrodnia była bardzo dobrze przemyślana i naprawdę skomplikowana w swojej prostocie, jakkolwiek to nie zabrzmi. Ciekawe jest to, że ofiara podpadła praktycznie wszystkim, więc nikogo nie można wykluczyć. 


Morderca jest naprawdę sprytny i zuchwały, a sprzyjają mu jeszcze okoliczności i to w sposób spektakularny, że aż trudno uwierzyć. Ngaio Marsh też w świetny sposób odrysowała charaktery zbuntowanej cyganerii, co czyni powieść nazwijmy to bardziej pikantną. Jedyne co mi się nie podobało, to niepotrzebne rozbudowanie niektórych wątków - pewne rzeczy były zbyt przegadane. Jednak nie przeszkadzało mi to w pozytywnym odbiorze książki. Szkoda, że jej twórczość jest słabo dostępna w Polsce, ponieważ chętnie przeczytałabym o innych przygodach inspektora Alleyna. Mam jednak cichą nadzieję, że się to zmieni. 
    Podsumowując twórczość Macieja Słomczyńskiego, Josepha Smitha Fletchera czy Ngaio Marsh, to idealna propozycja dla fanów klasycznych kryminałów w stylu Agathy Christie. Cieszę się, że coraz to nowe wydawnictwa wracają do klasyki, bo klasyka jest jak "mała czarna" pasuje do wszystkiego. Szczególnie polecam książki Słomczyńskiego, dlatego, że powinniśmy promować nasze rodzime skarby. Serdecznie zachęcam to spędzenia przyjemnego weekendu z książką, bo to kształci i relaksuje zarazem. 





Bibliografia:
  1. M.Słomczyński, Ciemna jaskinia, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2021, można kupić np. tu: https://bonito.pl/produkt/ciemna-jaskinia-3 lub tu: https://www.empik.com/ciemna-jaskinia-slomczynski-maciej,p1265182713,ksiazka-p
  2. J.Smith Fletcher, Morderstwo w Wrides Park, Wydawnictwo CM 2020, można kupić np. tu: https://www.empik.com/morderstwo-w-wrides-park-fletcher-joseph-smith,p1253976942,ksiazka-p lub tu: https://bonito.pl/produkt/morderstwo-w-wrides-park-2
  3. N.Marsh, Mistrzowie zbrodni, Wydawnictwo UNIV-COMP, Warszawa 1994, mozna kupić na Allegro
  4. Wikipedia

piątek, 3 czerwca 2022

POTWORY I SPÓŁKA, CZYLI HORRIFIED

 

    Lubicie czasem obejrzeć klasyczne, stare horrory? Mówiąc stare mam na myśli naprawdę stare, czyli takie z lat trzydziestych, czterdziestych, czy pięćdziesiątych. Ostatnio mam wrażenie, że naprawdę ciężko o dobry horror. W większości są to filmy krwawe, gdzie flaki latają na prawo i na lewo, a ja osobiście tego nie lubię, albo odgrzewane kotlety, czyli mniej lub bardzie udane remaki. Często są to filmy po prostu nudne i niestraszne, a ile razy można oglądać "Obecność". Jak ktoś mi serwuje "Piłę 15" lub "Resident Evil 20" to ja naprawdę podziękuję. Dla mnie horror musi grać na emocjach widzów, a niekoniecznie na wrażeniach wzrokowych, bo to często zamiast adrenaliny powoduje po prostu niesmak. Dlatego też lubię czasem sięgnąć po staroświeckie filmy. Wiem, że wiele osób może je uznać za takie, które "trącą myszką", są nie na czasie, a często nawet śmieszne przez efekty specjalne, które już dawno odeszły do lamusa. Jednak ja osobiście uważam, że mają one swój urok, a jako że twórcy nie mogli korzystać z nowoczesnych efektów specjalnych jakie mamy teraz, musieli bardziej się skupić na fabule. Dzięki temu te filmy mają głębię i może nie są bardzo straszne to jednak są po części jak dzieła sztuki. Już jakiś czas temu pojawiły się na rynku płyty DVD z "Potworami z Universal Studios", gdzie zostały zamieszczone najbardziej klasyczne horrory. Była to naprawdę nie lada gratka dla fanów, gdyż jak zauważyłam takie filmy rzadko pojawiają się w telewizji. Mnie samą często dotyka taka nostalgia żeby usiąść sobie wieczorem na kanapie z miską popcornu i zanurzyć się w klasyce. Często sięgam właśnie po takie filmy. Moim ulubionym jest "Potwór z Czarnej Laguny". 

  

Film został wyemitowany w 1954 r. i opowiada o ekspedycji, który wyrusza w górę Amazonki aby odkryć prehistoryczny gatunek nieznanego dotąd gada. Prowadząc wykopaliska doktor Maia trafia na szczątki nieznanego do tej pory gatunku. Okazuje się, że większego znaleziska można dokonać kopiąc w górze rzeki Amazonki, w tzw. Czarnej Lagunie. Jest to jednak miejsce uważane przez miejscowych za złowrogie i trzymają się od niego z daleka. Doktorowi udaje się jednak namówić na udział w ekspedycji naukowców z nieodległego Instytutu Biologii Morskiej. Udają się oni w górę Amazonki. Kiedy jednak docierają do obozu, okazuje się że jeden z kopaczy pracujących przy wykopaliskach został w brutalny sposób zamordowany, a drugi zaginął. Naukowcy jednak kuszeni wizją światowej skali odkrycia, postanawiają zbadać Czarną Lagunę. Nie mają jednak pojęcia, że potwór ma dużo cech ludzkich, jest bardzo inteligentny i nie zamierza opuścić swojego terytorium. Od tej pory badacze są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ten film jest po prostu fantastyczny - ma wspaniały klimat, nastrojową muzykę i świetną fabułę trzymającą w napięciu. Do tego uważam, że efekty specjalne jak na tamte czasy były na naprawdę wysokim poziomie. Potwór budzi w widzach skrajne emocje od strachu po empatię, ale chyba największą grozę budzi fakt, że głębokie wody są najmniej zbadanymi obszarami na świecie i nie wiadomo co może się czaić na ich dnie.  
    Kolejnym moim ulubionym filmem jest "Dracula" z 1931 r. w reżyserii Toda Browninga, z genialnym Belą Lugosim w głównej roli. 


Jest on oczywiście ekranizacją najsłynniejszej powieści Brama Stokera. Młody prawnik Renfield udaje się w interesach do odległej Transylwanii. Mimo ostrzeżeń miejscowych udaje się do zamku hrabiego Draculi. Okazuje się, że ten jest wampirem i czyni z Renfielda swojego sługusa. Wkrótce obaj docierają do Anglii, gdzie Dracula atakuje młodą dziewczynę Lucy Weston, czyniąc z niej wampirzycę. Następnie chce skrzywdzić jej przyjaciółkę Minę. Jej ojciec - doktor Seward wzywa na pomoc słynnego naukowca profesora Van Helsinga, aby wraz z nim i narzeczonym dziewczyny Johnem Harkerem, powstrzymać strasznego nosferatu. Nie ma chyba większej klasyki niż ten film - ma wspaniała atmosferę uzupełnioną klimatyczną muzyką, złowieszczymi krajobrazami i oczywiście wspaniałą tytułową rolą Lugosiego, na której to opierali się późniejsi odtwórcy - szczególnie na jego specyficznym akcencie, który wziął się stąd że Lugosi nie mówił po angielsku i tekstu uczył się na pamięć. Lugosi stworzył więc kreację wręcz ikoniczną i naprawdę myślę, że ten film trzeba obowiązkowo obejrzeć.
    Innym świetnym filmem jest "Wilkołak" z 1941 r. Larry Talbot (Lon Chaney Jr.) po śmierci brata wraca z Ameryki do rodzinnej posiadłości w Szkocji. Pewnego wieczoru udaje się z dwiema znajomymi Jenny i Gwen do obozu Cyganów. Niestety dochodzi do tragedii i Jenny zostaje zabita, jak się wydawało Larry'emu przez wilka.


Larry'emu udaje się go zabić, jednak sam zostaje ugryziony. Okazuje się jednak, że na miejscu nie odnaleziono żadnego wilka, tylko martwego Cygana Belę (Bela Lugosi). Pod wpływem ugryzienia Larry zamienia się w wilkołaka i zaczyna atakować ludzi. Jest to kolejny film, który ma świetną, mroczną atmosferę - szczególnie podobał mi się las nocą. Pokazuje też jak głęboko w ludziach zakorzenione są przesądy. Ogólnie jest to naprawdę fantastyczny film i jeśli ktoś tak ja ja uwielbia opowieści o wilkołakach, to jest film idealny dla niego.
    W serii "Potwory z Universal Studios" występują też m.in. Potwór Frankensteina, jego narzeczona, Niewidzialny człowiek czy Mumia. Wszystkie te potwory są bohaterami gry planszowej pt. Horrified. Jest to gra kooperacyjna przeznaczona dla 1-5 graczy, którzy wcielają się w łowców potworów. Ich zadaniem jest pokonanie dwóch do czterech Potworów. Aby to zrobić muszą wykonać zadania znajdujące się na karcie danego Potwora. Gra składa się z dwóch faz: Bohaterów i Potworów. 


W swojej fazie Bohaterowie wykonują tyle akcji ile wskazuje ich karta i są to: ruch (przesuwamy się na sąsiednie pole, prócz szlaków wodnych i wód), pomoc (na planszy znajdują się mieszkańcy, których trzeba uratować, czyli przenieść ich w bezpieczne miejsce), akcja specjalna (dla każdego Bohatera opisana na jego odznace), podniesienie (zbieranie przedmiotów niezbędnych do pokonania Potwora), wymiana (Bohaterowie na tym samym polu mogą wymienić się dowolnymi przedmiotami) oraz pokonanie Potwora (można pokonać Potwora znajdującego się na tym samym polu). Gracz ma też do dyspozycji karty bonusów, które mogą być zagrywane w fazie Bohaterów. Drugą fazą jest faza Potworów: na początku losuje się odpowiednią ilość przedmiotów, które umieszcza się na planszy, potem realizuje się zadanie z karty Potwora, a następnie Potwory atakują (przesuwają się w stronę gracza lub mieszkańca, wtedy rzuca się kośćmi). Gracze wygrywają tylko jeżeli uda im się pokonać wszystkie Potwory zanim znacznik terroru osiągnie maksimum (będzie się on przesuwał zgodnie z wydarzeniami w grze) oraz zanim skończy się talia kart Potworów. Z resztą wszystkie zasady są bardzo dobrze i przejrzyście opisane w instrukcji i naprawdę nie są one trudne. 


Jest to bardzo lekka, łatwa i przyjemna gra, która nie wymaga wiele zachodu. Rozłożenie jest proste i nieczasochłonne, sama gra też nie wymaga dużej ilości czasu, dlatego jest idealna wtedy, kiedy nie mamy do dyspozycji kilku godzin. Gra jest bardzo dobrze wykonana, rysunki są klimatyczne, a Potwory tworzą świetna atmosferę. Może nie jest to gra z dziedziny ambitnych, ale jako lekka rozrywka sprawdza się świetnie. Myślę też, że jest odpowiednia nie tylko dla fanów klasycznych horrorów, ale jest na tyle uniwersalna, że każdemu powinna się spodobać. Gra może nie należy do najtańszych, ale jakość wykonania jest bardzo dobra, a mnie udało się trafić na fajną promocję na Empiku. Szczerze polecam zagrać oraz oczywiście obejrzeć filmy z Potworami z Universal Studios, bo choć są już trochę staroświeckie to dalej zachwycają fantastycznym klimatem. 






Bibliografia:
  1. Filmweb.pl
  2. Wikipedia
  3. Horrified, Wydawnictwo Ravensburger 2022, można kupić np. tu: https://www.empik.com/horrified-ravensburger,p1294300638,zabawki-p


piątek, 27 maja 2022

BIBILIOTEKA GROZY - RUDYARD KIPLING "WIDMA I BESTIE"

    Dziś chciałam przedstawić kolejny tom mojej ulubionej serii, czyli Biblioteka Grozy Wydawnictwa C&T. Są to "Widma i bestie" autorstwa Rudyarda Kiplinga. Był on angielskim pisarzem żyjącym w latach 1865-1936. Zasłynął jako twórca wierszy o brytyjskich żołnierzach, którzy służyli w koloniach oraz książek literatury młodzieżowej - w tym najsłynniejszej, czyli "Księgi dżungli". Był też określany mianem piewcy brytyjskiego imperializmu, ponieważ uważał że celem Europejczyków powinno być szerzenie cywilizacji. Mimo to potrafił dostrzec w innych kulturach wielkie wartości. Jako, że urodził się w Bombaju i lata młodości spędził w Indiach, stanowią one tło wydarzeń wielu jego utworów, w tym właśnie większej części opowiadań ze zbioru "Widma i bestie". Składa się on z ośmiu opowiadań spod znaku grozy. Chciałabym napisać o tych, które najbardziej mi się podobały. 
    Pierwszym ciekawym opowiadaniem jest "Znamię bestii". Narrator przedstawia w nim historię niejakiego Fleete'a, który przybył do Indii, ponieważ odziedziczył niewielki majątek po wuju. Pewnego wieczoru wraz z kolegami wracał do domu z suto zakrapianej imprezy. Po drodze znajdowała się świątynia Hanumana, Małpiego Boga, który był jednym z najważniejszych bóstw. Niestety pod wpływem mocnego upojenia alkoholowego Fleete znieważył posąg bóstwa. Jego przyjaciele patrzeli z przerażeniem kiedy do Fleete'a podszedł trędowaty człowiek i go objął. 


Bali się, że na ich kolegę została rzucona klątwa. Następnego dnia wszystko wydawało się w porządku, kiedy Fleete zauważył na swoim ciele dziwne znamię. Wkrótce też zaczyna się dziwnie zachowywać. Jego przyjaciele są pewni, że coś go opętało. Boją się, że nie uda im się pokonać straszliwej klątwy Hanumana. Jest to klasyczne opowiadanie o klątwie, jednak różni się trochę o tych, które do tej pory czytałam, ponieważ jest bardziej egzotyczne. Tym razem w roli głównej jest hinduskie bóstwo. Opowiedziana historia pokazuje, że trzeba szanować inne religie i ich symbole, ponieważ kara za świętokradztwo ( i przy okazji za nadmierne pijaństwo, które jak widać grozi nie tylko dotkliwym kacem :-) może być naprawdę straszna. To opowiadanie podobało mi się najbardziej w całym tomie. 
    Kolejna interesująca historia przestawiona jest w "Powrocie Imraya". Imray był urzędnikiem administracji Królestwa Indii i pewnego dnia po prostu zniknął bez śladu. Po paru miesiącach jego bungalow wynajął policjant nazwiskiem Strickland. Był on specyficznym człowiekiem, który najbardziej kochał swojego psa imieniem Tietjens. Tubylcy wierzyli, że Tietjens jest duchem w zwierzęcej postaci, ponieważ była bardzo bystra, zauważała wiele rzeczy i komunikowała się ze swoim panem we własnym języku. Pewnego wieczoru do przyjaciela Stricklanda, który mieszkał w jego domu podszedł służący twierdząc, że jakiś dżentelmen chce się z nim widzieć. Kiedy jednak nasz bohater wyszedł na taras okazało się, ze nikogo tam nie ma.


Jednak od tej pory pies zaczął się dziwnie zachowywać, jakby wyczuwał czyjąś obecność. Ponadto lokatorzy domu Imraya też z czasem zaczynają zauważać dziwne zjawiska jak ruchy zasłon czy skrzypienie krzeseł. Zaczynają się zastanawiać czy osobliwe zdarzenia nie są powiązane z tajemniczym zniknięciem Imraya. Postanawiają rozwiązać tą zagadkę, jednak nie wiedzą, że niebezpieczeństwo czai się bardzo blisko nich. Jest to kolejne ciekawe opowiadanie, można by rzec że typowa opowieść o duchach z wątkiem kryminalnym. Ma też naprawdę świetny klimat czyjejś niematerialnej obecności, którą są w stanie wyczuć zwierzęta jako te bardziej wrażliwe na bodźce pozazmysłowe. Rozwiązanie zagadki też jest bardzo interesujące, gdyż to sama ofiara, a raczej jej duch naprowadza bohaterów na trop co się z nią stało. Dodatkowym smaczkiem jest oczywiście egzotyczne miejsce akcji. Naprawdę świetne opowiadanie. 
    Kolejnym opowiadaniem wartym uwagi jest "Widmowa riksza". Opowiada ona o sprawie niejakiego Jacka Pansaya, któremu przydarzyła się naprawdę niezwykła i zarazem mrożąca krew w żyłach historia. Jakiś czas wcześniej nawiązał on romans z pewną kobietą - panią Wessington. Była ona w nim nieprzytomnie zakochana, jednak jego uczucie z czasem wygasło. Kiedy Pansay zakończył ten związek, wydawało się że do kobiety zupełnie to nie dociera. Jeździła za nim swoją rikszą ze służącymi w czarno-białych liberiach i cały czas próbowała namówić byłego ukochanego do zmiany zdania. Mężczyzna pozostawał jednak niewzruszony, a wkrótce zaręczył się z inną kobietą. 


Pewnego razu Pansay dowiedział się, że pani Wessington umarła i  można powiedzieć, że odczuł coś na kształt ulgi. Jednak do czasu - wkrótce zaczął widywać panią Wessington w swojej rikszy ze służącymi, jak nawołuje go do powrotu. Jak nietrudno się domyśleć nikt inny jej nie widział. Nie mija długi czas jak stan zdrowia psychicznego mężczyzny znacznie się pogarsza, a inni ludzie zaczynają od niego stronić. Lekarze uważają, że ma zwidy, on jednak wie swoje - upiorna riksza z równie upiorną pasażerką będzie go prześladować aż do śmierci. Jest to typowa opowieść o nawiedzeniu i duchach krążących po ziemi, ponieważ za życia nie dokończyły swoich spraw. Można zastanawiać się też nad moralnym wydźwiękiem tego opowiadania - oczywiście nie można nikogo zmusić do miłości, jednak ma się wrażenie że mężczyzna postąpił okrutnie z zakochaną w nim do szaleństwa kobietą. Jest to naprawdę ciekawa i zajmująca opowieść, a co do zdania na ten temat to myślę, że każdy czytelnik wyrobi sobie własne. 
    Opowiadaniem, które wywarło na mnie największe wrażenie jest "Osobliwa przejażdżka Morrowbiego Jukesa". Tytułowy bohater jest inżynierem budownictwa, który pewnego wieczoru miał wysoką gorączkę z powodu ataku febry. Jako, że w gorączce miewa się różne majaki, Jukes rzucił się w pogoń za dzikim psem. Niestety on i jego koń spadli ze stromego zbocza. Kiedy mężczyzna odzyskał przytomność, zauważył że znajduje się w jakimś zagłębieniu, gdzie mieszkają ludzie. Wyglądało to na jakąś osadę, jednak rzucała się w oczy skrajna bieda i brud oraz dzikość na twarzach dziwnych osobników. Kiedy Jukes wraz z koniem próbuje się wydostać dosięga go grad kul. W dziwnej osadzie spotyka swojego dawnego znajomego Gungę Dassa, bramina. Wyjaśnia on Jukesowi, że znalazł się w osadzie gdzie są zsyłani ludzie, którzy podczas epidemii cholery byli umierający, a jednak jakimś cudem udało im się przeżyć. Okazuje się, że tacy ludzie uważani są za przeklętych - według przesądów nie są ani żywi ani umarli.


Dlatego też znajdują się w tej osadzie i są pilnowani przez strażników, aby nie mogli uciec. Wygląda więc na to, że Jukesa czeka straszliwy los. Jednak nie zmierza się on poddawać i za wszelką cenę postanawia uciec. Tylko czy ma jakiekolwiek szanse? To opowiadanie najbardziej mną wstrząsnęło, gdyż opis przeklętej osady jest naprawdę makabryczny i trudno uwierzyć, że ktoś może skazać niewinnych ludzi, którzy nie zrobili nic złego na taki los. Nie wiem czy to co opisuje Kipling w tym przypadku oparte jest chociaż częściowo na faktach, ale patrząc na to do czego zdolni są ludzie fanatycznie przywiązani do jakiś przesądów i zabobonów lub uprzedzeń (np. procesy czarownic), nie zdziwiłabym się gdyby tak było. To opowiadanie jest przerażające z takiego bardziej ludzkiego punktu widzenia, niż czegoś nadprzyrodzonego, ale naprawdę warto się zapoznać. 
    Podsumowując - zbiór Rudyarda Kiplinga pt. "Widma i bestie" to bardzo interesująca pozycja. Opowiadania nie są trudne w odbiorze i stanowią w większości typowe opowieści o nawiedzeniach. Wprawdzie bardziej podobały mi się początkowe opowiadania - te których akcja rozgrywa się w Indiach. Pozostałe w moim mniemaniu są trochę udziwnione, ale nie znaczy to, że są złe. Jako dziecko czytałam "Księgę dżungli" i bardzo mi się podobała. Nie miałam pojęcia, że Kipling pisał też dzieła spod znaku grozy, kojarzony jest raczej z literaturą młodzieżową. Okazuje się jednak, że i w tej materii radził sobie bardzo dobrze. Ogólnie książka Kiplinga powinna zadowolić każdego fana Biblioteki Grozy i na pewno warto po nią sięgnąć. 






Bibliografia:
  1. R.Kipling, Widma i bestie, Wydawnictwo C&T, Toruń 2022, można kupić np. tu: https://bonito.pl/produkt/widma-i-bestie
  2. Wikipedia



piątek, 20 maja 2022

KRONIKI ARKHAM. WIDMA NAD INNSMOUTH

 

    Niedawno premierę miała kolejna pozycja z serii "Kroniki Arkham" Wydawnictwa Vesper. Jak już wcześniej wspomniałam uwielbiam wszystko co jest inspirowane twórczością H.P. Lovecrafta, dlatego taki cykl to dla mnie nie lada gratka. Posiadam już oczywiście pierwszą część czyli "Szaleństwo Cthulhu". Dzisiejszy post chciałabym jednak poświęcić niedawnej premierze. Książka ta stanowi zbiór opowiadań inspirowanych jednym z najsłynniejszych dzieł Lovecrafta, czyli "Widmem nad Innsmouth", pod redakcją Stephena Jonesa. Składa się na nią 17 opowiadań, w tym oczywiście tytułowe. Co ciekawe wszyscy autorzy pochodzą z Wielkiej Brytanii, a nie jak Lovecraft ze Stanów Zjednoczonych. Myślę jednak, że to nie ma wielkiego znaczenia, ponieważ większości dość dobrze udało się oddać klimat twórczości wielkiego mistrza weird fiction. Książka (a właściwie księga, gdyż liczy 650 stron) jest pięknie wydana, w twardej oprawie z klimatyczną okładką, wspaniale odzwierciedlającą nastrój opowiadań. W środku znajdują się fantastyczne ilustracje autorstwa Macieja Komudy (który jest też autorem okładki). Całość wygląda naprawdę imponująco i pozwala jak najlepiej zagłębić się w lekturze. Opowiadania są dobrze napisane i garściami czerpią ze specyfiki dzieł Lovecrafta i można by powiedzieć, że są dla niego swojego rodzaju hołdem. Wiadomo jedne podobały mi się bardziej, drugie mniej ale jest to moja subiektywna opinia i każdy fan może znaleźć tu coś dla siebie. Poniżej chciałam wspomnieć o tych opowiadaniach, które spodobały mi się najbardziej. 


    Zacząć należy oczywiście od najważniejszego, czyli "Widma nad Innsmouth". Powstało ono w 1931 r. i należy do tzw. mitologii Cthulhu. Narratorem historii jest 21-letni chłopak Robert Olmstead ( mimo, że ani razu nie pada jego imię, znajdowało się ono wśród notatek Lovecrafta). Jako, że jest młody i żądny przygód, wybiera się w podróż po Nowej Anglii, oddając się badaniom genealogicznym. Przypadkowo trafia do nadmorskiej miejscowości Innsmouth, która jest owiana złą sławą. Na dworcu w Newburyport nasz bohater dowiaduje się od kasjera, że w mieście tym mieszkają podejrzane osobniki o dziwnym, odstręczającym wyglądzie, którzy są niechętni przyjezdnym i zachowują się jakby coś ukrywali. Ponoć jeden z najważniejszych mieszkańców miasta w XIX wieku, kapitan Obed Marsh miał konszachty z diabłem i z jednej ze swoich podróży przywiózł żonę, o łagodnie mówiąc niecodziennym wyglądzie. Jednak te rewelacje nie zrażają młodego człowieka, w którym ciekawość jest silniejsza niż strach. Wsiada on więc do autobusu i udaje się do Innsmouth. Na miejscu okazuje się, że kasjer wcale nie przesadzał opowiadając mu o miasteczku - mieszkańcy są dziwni i nieprzyjaźni, ich wygląd jest naprawdę odstręczający, a unoszący się wszędzie ohydny fetor zdechłych ryb ma w sobie coś złowrogiego. Obrazu dopełnia jeszcze siedziba Ezoterycznego Zakonu Dagona, gdzie najprawdopodobniej dochodzi do jakiś rytuałów. Chłopak postanawia zdobyć trochę informacji o tym miejscu i trafia na okolicznego pijaka Zadoka Allena, który opowiada mu historię o tym jak kapitan Marsh wybrał się na Morza Południowe, gdzie od jednego z plemion dowiedział się o kulcie bogów zwanych Przedwiecznymi, którzy sowicie obdarowywali swoich wyznawców. Marsh postanowił to wykorzystać i sprowadził straszne istoty do Diabelskiej Rafy koło Innsmouth. Chłopak jest już przestraszony nie na żarty, a jego lęk jeszcze się pogłębia kiedy dowiaduje się, że autobus do Arkham się zepsuł, a on musi spędzić noc w tym przeklętym miejscu. Czy uda mu się wyjść z opresji? I jakiej prawdy dowie się o samym sobie? Jest to naprawdę fantastyczne opowiadanie, jedno z najlepszych z twórczości Lovecrafta. Ma niesamowity, mroczny klimat. Nic dziwnego, że było inspiracją dla wielu dzieł np. też gier komputerowych. Jest tu wszystko: podupadłe miasteczko, o którym krążą złowrogie pogłoski, dziwnie wyglądający mieszkańcy, tajemnicze istoty i uczucie osaczenia głównego bohatera. Moim zdaniem oprócz "Zewu Cthulhu" i "Koszmaru z Dunwich" jest to najlepsze opowiadanie Lovecrafta. 
    Jeśli chodzi o "Widma nad Innsmouth" to świetnym opowiadaniem jest "Za rafą" Basila Coppera. Akcja dzieje się na Uniwersytecie Miscatonic, gdzie dochodzi do dziwnych wydarzeń - zaczynają występować niepokojące zjawiska pogodowe, dokonano kradzieży tajemnej księgi, kamienny krzyż uległ uszkodzeniu jakby coś zepsuło go od środka, a jeden z dozorców utonął w tajemniczych okolicznościach. Robotnicy pracujący nad renowacją krzyża trafiają na osuwisko, które kryje w sobie jakieś osobliwe tunele. 


Doktor Darrow -  dziekan wraz z inżynierem Andrew Bellowsem postanawiają je sprawdzić. Okazuje się, że na dole znajdują się jaskinie pokryte osobliwymi hieroglifami. Poza tym wydaje się, że zamieszkuje je coś żywego i złowrogiego. O pomoc w rozszyfrowaniu inskrypcji, dziekan prosi znanego kryptologa Jeffersona Holroyda, jednak jego maszyna deszyfrująca w tajemniczy sposób znika. W międzyczasie detektyw Oates prowadzi śledztwo w sprawie śmierci dozorcy i ktoś czyha ja jego życie. Do tego wszystkiego dochodzi dziwna amnezja, która dokucza osobom chcącym dojść do prawdy. Wygląda na to, że jaskinie kryją jakąś straszliwą tajemnicę, z którą przyjdzie się zmierzyć naszym bohaterom. Tylko czy uda im się wyjść cało? To opowiadanie podobało mi się najbardziej z całego tomu. Myślę, że autor najlepiej oddał klimat twórczości Lovecrafta. Czyta się je bardzo dobrze, jest wciągające, pełne tajemniczych wydarzeń i zwrotów akcji. Naprawdę bardzo mnie zachwyciło. 
    Kolejnym ciekawym opowiadaniem jest "Kościół na High Street" Ramseya Campbella. Narratorem jest niejaki Richard Dodd, który udaje się do miejscowości Temphill, aby objąć tam posadę sekretarza swojego przyjaciela Alberta Younga. Prowadził on badania nad tamtejszymi wierzeniami i przesądami. Na miejscu okazuje się jednak, że Young zniknął w tajemniczych okolicznościach. Dodd dowiaduje się od sąsiada przyjaciela, że interesował się on starym kościołem znajdującym się na High Street. 


Podobno w dawnych czasach znajdowała się tam świątynia bynajmniej niechrześcijańska, gdzie odprawiano pogańskie rytuały i prawdopodobnie ktoś kontynuuje tą tradycję. To właśnie chciał zbadać Young i sąsiad podejrzewa, że doprowadziło to do jego zaginięcia. Mimo to Dodd postanawia odnaleźć przyjaciela, lecz nie wie jak wysoką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. Jest to dosyć ciekawe opowiadanie, krótkie ale treściwe. Ma bardzo fajny klimat starego miasteczka i kościoła, gdzie dochodzi do dziwnych obrzędów. Wyczuwa się tutaj atmosferę grozy i niepewności oraz tajemnicę kultu Przedwiecznych. Jest to jedna z lepszych historii w tym tomie. 
    Następnym opowiadaniem, które mi się podobało jest "Daoine Domhain" Petera Tremayne. Jego bohaterem jest Daniel Hacket, Amerykanin o irlandzkich korzeniach. Pewnego razu odwiedza go człowiek nazwiskiem O'Driscoll, który w swojej posiadłości znalazł list zaginionego dziadka Daniela. Wynika z niego, że dziadek będący na przepustce, udał się odwiedzić miejsce swojego urodzenia, czyli irlandzką wyspę Inishdriscol. 


Jednak od początku czuł, że tym miejscem jest coś nie tak - miejscowi bacznie mu się przyglądali, angielski oficjel poinformował go, że dziewięć lat wcześniej zaginęli tu żołnierze i urzędnicy, a dziwna dziewczynka ostrzegła go przed strasznymi Istotami z Głębin. Dziadek Daniela zaczyna obawiać się o swoje życie i wierzy, że grozi mu straszliwe niebezpieczeństwo. Bardzo mi się podobało to opowiadanie, gdyż motywy znane z powieści Lovecrafta przeplatają się tutaj z celtyckimi wierzeniami np. słynnym świętem Beltaine. Ja naprawdę uwielbiam takie klimaty, a sama historia jest bardzo interesująca i wciągająca. 
    Innym opowiadaniem wartym uwagi jest "Grobowiec Pryskusa" Briana Mooneya. Przedstawia ono historię księdza Rodericka Shea, którego przyjaciel profesor Calloway jest badaczem kulturoznawcą. Interesuje go przede wszystkim kult niejakich Istot z Głębin. Pokazuje on księdzu list jaki dostał od swojego znajomego profesora Alarica Wayta, który prowadzi wykopaliska na terenie Lower Bedhoe w hrabstwie Sussex. Profesor Calloway wraz z księdzem udają się na miejsce. Tam okazuje się, że Wayt odnalazł grobowiec niejakiego Witeliusza Pryskusa - Rzymianina owianego złą sławą okultysty i człowieka parającego się czarną magią. 


Po otwarciu grobowca Wayt zaczyna się dziwnie zachowywać - jest agresywny, zaczyna zagłębiać się w zakazane księgi, a nawet jego wygląd ulega transformacji. Profesor Calloway zaczyna się poważnie martwić, tym bardziej że okoliczni mieszkańcy ostrzegali naukowców, aby nie zbliżali się do kurhanu. Jaką przerażającą tajemnicę kryje grobowiec Pryskusa? To opowiadanie jest u mnie na drugim miejscu, jeśli chodzi o te które najbardziej mi się podobały. Uwielbiam czytać o tajemniczych wykopaliskach i przeklętych grobowcach. Historia jest naprawdę świetna - interesująca i wciągająca. Widać, że autor miał naprawdę ciekawy pomysł i w pełni go wykorzystał. 
    Ostatnim opowiadaniem, o którym chciałam napisać jest "Dzwon Dagona" Briana Lumleya. Narratorem jest William Trafford, który przedstawia historię swojego przyjaciela Davida Parkera. Kupił on właśnie posiadłość Kettlethorpe Farm, gdzie zamierza się przeprowadzić ze swoją świeżo poślubioną żoną June. Gospodarstwo owiane jest złą sławą - poprzedni właściciel Jason Carpenter zniknął bez śladu. W ogóle był on uważany za odludka i wszyscy się go bali.


David nie przejmuje się tymi pogłoskami, jednak do czasu. Wkrótce zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a David podejrzewa, że farma jest nawiedzona. Ponoć dawni właściciele pochodzili z Innsmouth i charakteryzowali się dziwnym wyglądem. Parker znajduje też dziwną pieczęć z wizerunkiem bożka Dagona oraz słyszy gdzieś w oddali przerażające bicie dzwonu. Z czasem zauważa też, że z jego żoną dzieje się coś niedobrego - zaczyna diametralnie zmieniać się jej wygląd. William postanawia za wszelką cenę pomóc przyjacielowi, tym bardziej że niepokojące zjawiska przybierają na sile. Tylko czy zdążą na czas? To opowiadanie też moim zdaniem bardzo dobrze odzwierciedla klimat twórczości Lovecrafta. Mamy tu mroczną atmosferę, typową dla pojawienia się Przedwiecznych oraz Istot z Głębin. Opowiadanie jest też napisane w przystępny sposób i nie nudzi. Jest to bardzo interesująca propozycja. 
    Podsumowując "Widma nad Innsmouth" jest to fantastyczna pozycja dla wszystkich fanów Lovecrafta. Naprawdę widać, że wszyscy autorzy chcieli oddać jak najlepszy hołd mistrzowi weird fiction i postarali się zachować klimat jego twórczości. Książka jest bardzo obszerna i zawiera wiele ciekawych historii, także na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Vesper zdecydowało się na tą serię, gdyż tak wspaniały pisarz jak Lovecraft zasługuje na to, aby jego twórczość była jak najbardziej rozpowszechniona, również w Polsce, tym bardziej że za życia nie doczekał się uznania. Serdecznie polecam się zaopatrzyć, bo naprawdę warto.






Bibliografia:
     

NATASHA PRESTON "PRAWDA CZY WYZWANIE"

    Dzisiaj kolejna powieść znanej pisarki thrillerów Young Adults Natashy Preston pt. "Prawda czy wyzwanie" . Muszę przyznać, że ...